Luty – zawsze do przodu ;)
Droga prowadząca ze Stogu Izerskiego w kierunku Smreka.
W lutym planowałem wybiegać 230km Nie za dużo w porównaniu z tym co wcześniej biegałem, oraz w kontekście przygotowań do najważniejszego startu w tym sezonie, którym ma być bieg na dystansie 60km. Ale również nie za mało, biorąc pod uwagę kontuzję rozcięgna podeszwowego, której jeszcze nie mam za sobą. Stąd asekuracyjne podejście i czujne wsłuchiwanie się w wewnętrzne odgłosy organizmu. Dlatego jeśli ból się nasilał, obcinałem przewidziany kilometraż na dany trening, albo odpuszczałem bieganie całkowicie. Tak też zaplanowane kilometry kurczyły się z tygodnia na tydzień, a przeziębienie które dopadło mnie pod koniec miesiąca zrobiło swoje i wyszło skromne 164km w biegu.
Pokusa by dokręcić była ogromna. Magia kilometrażu której wielu ambitnych biegaczy nie może się oprzeć. Więcej, więcej, więcej! Za wszelką cenę więcej! Ale niestety często musimy kombinować oraz wybierać między chęcią biegania, a koniecznością odpuszczenia. I nie wiemy czy podjęliśmy dobrą decyzję realizując trening mimo przeziębienia lub innej dolegliwości, albo czy dobrze postąpiliśmy odpuszczając? Czy zrobienie kilkunastu kilometrów z przeziębieniem przybliży nas do celu? A może pogłębi słabość organizmu i wymuszone kilometry, wcześniej lub później wyjdą nam bokiem? To były moje kolejne rozważania nad sensem życia i celowością robienia czegoś, czego nie trzeba robić, ale się chce.
Wieża widokowa na Smreku (1124m) w Górach Izerskich
Za oknem mróz, lecz po raz pierwszy od wielu dni pojawiło się słońce. Na komodzie statuetka Marszałka Piłsudskiego z mosiądzu – dla mnie symbol uporu i siły w dążeniu do celu. A za mną przed chwilą przeczytany, bardzo ciekawy wywiad z Maćkiem Kotem na portalu sport.pl na temat podejścia do skakania oraz jego pragnień i oczekiwań. Na temat drużyny, sportu, życia… – warto przeczytać. Nie głupi jest ten chłopak. Wie czego chce i jak do tego dojść, więc może tego dokona. Link do wywiadu > http://www.sport.pl/sport/56,65025,23049473,maciej-kot-dla-sport-pl-nigdy-nie-lubilem-tej-naszej-filozofii.html#Z_BoxMTPromoImg
Nie jest dla mnie pocieszeniem to, że inni mają gorzej, albo powodem do zawiści to, że ktoś inny ma lepiej niż ja. Bo zawsze uważałem, że należy skupić się na sobie. Brać innych – lepszych ludzi, za pozytywny przykład do naśladowania, a gorszych, za przykład tego co należy odrzucić. Nie chodzi mi tylko o wyniki, bo do nich często można dojść nie uczciwie. Mam na myśli postawę innej osoby, jako uczciwego człowieka wytrwale zmierzającego do celu. I kiedy spojrzę do dzienniczka treningowego mojego kolegi, w którym widnieje prawie 400km wybiegane w styczniu – robi mi się żal, że nie zrobiłem nawet połowy z tego. Ale były miesiące w ciągu których wybiegał On mniej ode mnie, albo wcale nie biegał, lecz po raz kolejny się pozbierał, a to zdarzało mu się kilka razy. Jaki więc z tego wniosek? Że powinienem zrobić tak samo! Tym razem, po raz kolejny i następny. I Wy również. Bez względu na to co robicie. Jedynym sposobem umożliwiającym osiągnięcie celu, jest nieustanne zmierzanie do niego.
Jeszcze się nie łamię, chociaż mam świadomość, że cel jaki postawiłem przed sobą w tym roku – powoli wymyka mi się z rąk, lecz nadal go nie straciłem. Na początku marca, mogę pocieszać się tym, że do startu zostało mi aż – 11 tygodni, lub tym samym martwić, myśląc, że jest ich niewiele, bo jedenaście zaledwie. Tymczasem ułożyłem zmodyfikowany plan na owe jedenaście tygodni. Uwzględniając przerwę urlopową podczas której postanowiłem nie biegać, a przez resztę tygodni popracować nad tym, by mimo przeszkód osiągnąć to co zamierzam.
Widok z Wysokiego Kamienia (1058m) – Góry Izerskie
W lutym wybiegałem 164km z planowanych 230km Wszystkie treningi wykonałem pod dachem wałbrzyskiego ośrodka Fitness World. Początkowo ze względu na ból rozcięgna podeszwowego biegałem 1-4km odcinki przeplatane jazdą na rowerze, a następnie wydłużałem, by pod koniec lutego przejść do ponad 10km biegów ciągłych. Całość uzupełniałem treningiem obwodowym górnych partii ciała, mięśni brzucha i ćwiczeniami rozcięgna podeszwowego.
W zasadzie nie mam większych powodów do narzekania, ponieważ moja aktywność fizyczna była możliwa. Gorzej mają ludzie całkowicie wykluczeni z treningów. Wiem, że marne to pocieszenie, lecz jakieś jest. W lutym biegałem na „pół gwizdka”, ale biegałem. Martwi mnie wchodzenie w kolejny miesiąc z przeziębieniem (już pierwszy trening odpuściłem), a w dalszej perspektywie zbyt mały kilometraż niezbędny do odpowiedniego przygotowania się do biegu na dystansie 60km Tym bardziej, że moim celem nie jest przebrnięcie dystansu, zaliczenie trasy, zmieszczenie się w limicie – tylko mocny bieg. Dla mnie dobrze będzie jeśli pobiegnę po 5:40-6:00 min/km, bo na tyle określam swoje możliwości. Nie wiem czy to wystarczy, aby być w czołówce wyścigu. Ale zawsze patrzę na to w którym miejscu aktualnie się znajduję, albo jak mocny jest to wyścig, zakładając, że i tak muszę zrobić nieco więcej – tak na wszelki wypadek, by znaleźć się w miejscu w którym chciałbym być i czasami mi się to udaje.
Dobre przygotowanie do zawodów nakręca mnie do pracy nad sobą – to moje podejście. Nie wmawiam sobie, wychodząc na trening podczas paskudnej pogody, że sprawia mi to przyjemność. Kto musi takie pierdoły wtłaczać do swojej głowy aby wewnętrznie się zmobilizować, niech tak robi. Ja mówię sobie, że taka jest konieczność do zrealizowania postawionego przed sobą celu, ponieważ innej drogi nie ma… Zawsze do przodu. Nawet jeden nieudolnie postawiony krok we właściwym kierunku przybliża nas do celu, bo po nim może być kolejny – bardziej udany i następny…
Slavo 65