Podsumowanie 2016 roku
Nie będzie gorzkich żali na Zły Los, na kłody pod nogami, na wiatr w oczy lub za ciasne buty. Ba! Nie będę narzekał nawet na siebie. Przydałaby się analiza sezonu, lecz nie prowadziłem skrzętnych notatek jak w poprzednich latach, więc nie ma mowy o szczegółowym podsumowaniu, ale to co zdołam wykrzesać z pamięci powinno wystarczyć.
Początek roku zapowiadał się nieciekawie z powodu bólu łydki z którym borykałem się przez cały styczeń. Pod względem kilometrażu styczeń i luty były najlepszymi miesiącami. W marcu nastąpiło załamanie z powodu kontuzji ścięgna Achillesa prawej nogi, a następnie mocnego nadwyrężenia prawej łydki. Wybiegane 191km w marcu, to kilometry głównie z początku miesiąca. Kolejne dni minęły na 2-tygodniowej przerwie od biegania. Dlatego start w Czechach – Półmaraton KUKS, na samym początku kwietnia (02.04.br.) był właściwie na zaliczenie. Po nim zrobiłem jeszcze kilka dni przerwy od biegania z powodu ponownego bólu łydki. W sumie cały miesiąc przebiegałem z przerwami, bez biegowych akcentów, z jednym długim treningiem (26km) przygotowującym mnie do warszawskiego maratonu. Razem z maratonem – 202km uzbierały się w kwietniu.
Z Radkiem Mękalem w gościnnej Warszawie po ORLEN Maratonie.
ORLEN Maraton to niestety kolejny bieg na zaliczenie. Nie spodziewałem się poprawy wyniku, bo nie było ku temu podstaw. Obawiałem się, że nie wytrzymam kondycyjnie dystansu i tak się stało. Ale pojechałem, wystartowałem i zrobiłem 42,195km w 3:41:33 – około 5 minut gorzej od mojego rekordu. W maju było nieco lepiej – 282km wybiegane z 10-cio dniową przerwą urlopową podczas której nie biegałem. W tym miesiącu zaliczyłem trzeci start w sezonie. Rzepakowa Ducha – Chełmiec okolice Jawora. Bieg na ok. 10km dystansie. Łatwy teren w okolicach wioski. Debiut zawodów udany. Załapałem się na 3-cie miejsce w kat. M50 Czułem, że jestem niedotrenowany, ale tutaj moja forma wystarczyła na miejsce na pudle. Kolejne biegi to Smolecka ZaDyszka (czerwiec) 10km nie atestowanego asfaltu zrobiłem w 45 minut i 8 sekund. Pod koniec miesiąca bieg górski 3 X Śnieżka – Raz Mont Blanc. Pokonywałem trasę „mini” wynoszącą 17,6km z przewyższeniem +1000m Biegłem słabo. Pierwszą część wyścigu pokonywałem bez przekonania, a powinno być znacznie lepiej. Druga ze względu na podłoże na którym nie najlepiej sobie radzę, była w znacznej części za trudna dla mnie. Końcówki nie wytrzymałem kondycyjnie. Ale 18-te miejsce Open na 236 górskich wymiataczy, to całkiem przyzwoita pozycja. Mój czas: 2:03:56 Kolejne miesiące – lipiec, sierpień, wrzesień, to realizacja planu treningowego, ale bez zapału który mnie opuścił. Stąd mniejszy od planowanego kilometraż w tych miesiącach.
Z Krzyśkiem Wajerowskim w Karpaczu po biegu „3 X Śnieżka raz Mont Blanc”
W sierpniu organizowany przeze mnie i znajomych II Półmaraton Gór Suchych. Bardzo ciężka trasa w Górach Suchych na dystansie 22km z przewyższeniem ok. +1300m w górę i tyle samo w dół. We wrześniu (04.09.br.) Bieg Koguta w Oławie zrobiony nieco wolniej od życiówki. Ale spotkanie z Jarkiem Łuczkiewiczem zrekompensowało ten niezbyt udany start i wracałem z Oławy zadowolony. Drugim wrześniowym startem był terenowy bieg w Marciszowie (Dolny Śląsk). Nieco ponad 10km leśnych traktów. Sporo długich, mozolnych podbiegów oraz zbiegów w okolicach Kolorowych Jeziorek. Był to ciekawy kameralny bieg na którym zająłem 12-te miejsce na 51 uczestników wyścigu. Pobiegłem słabo i nic nie mam na swoje usprawiedliwienie, ponieważ byłem przygotowany na lepszy wynik. Ale czasami organizm jest w porządku tylko głowa siada. Tak było tym razem. 3-mce na pudle w kat. M50 wywalczone, ale z powodu słabego startu niesmak pozostał.
W październiku ostatni start w sezonie – „Dzika Trzynastka” / Boguszów Gorce. Na ten bieg nie mogłem się doczekać. Nie dlatego, że byłem niesamowicie przygotowany, lecz z powodu trasy, która mi się bardzo podobała. Co tu dużo mówić – bieg zaczynał się od mozolnej wspinaczki stokiem narciarskim na grzbiet góry Dzikowiec, a później było nieco łatwiej. 23 –m-ce Open na 99 uczestników i czas 1:17:03 (ok. 13km) Wynik mnie zadowalał, tym bardziej, że z powodu mocnego bólu kolana musiałem odpuścić na ostatnim długim i mocnym zbiegu.
Ostatnie trzy miesiące tego roku, to początek przygotowań do kolejnego sezonu. Nie robiłem roztrenowania, ponieważ nie było się z czego roztrenować. Grudzień wypadł kiepsko z powodu przeziębienia. Ale 3068km w 2016 roku wybiegane. Co daje średnio 255km miesięcznie. Zupełnie nie spodziewałem się, że wybiegam największą roczną ilość kilometrów. W poprzednich latach tylko raz udało mi się osiągnąć 3 tysiące kilometrów, gdyż zawsze większe lub mniejsze dolegliwości stały na przeszkodzie, ale biega się dalej…