Beh na Bor I z Machova

01.Beh na Bor 2014

Mobilne biuro zawodów.

W środę udałem się na kolejny start w Czechach. Tym razem pojechaliśmy większą, pięcioosobową ekipą. Jadąc tam nie nastawiałem się na walkę. Chciałem zaliczyć imprezę, żeby złapać kilka punktów do klasyfikacji. Czułem się fatalnie. Dzięki ćwiczeniom rehabilitacyjnym jakie polecił mi kolega Jarek z Oławy i ograniczeniu treningów rozcięgno podeszwowe prawie nie boli. Ale żeby nie było za pięknie, przyplątało się przeziębienie. Zastanawiałem się jak wbiegnę na kolejną górę z bólem gardła, skoro normalnie, bez żadnych dolegliwości mam z tym problem. Bieganie krótkich odcinków (3-5km) ale bardzo intensywnych jest dla mnie nowością. Robiłem kilkukilometrowe biegi sporadycznie, bo przeważały starty w imprezach dłuższych niż 20 kaemów. Teraz jechałem na kolejne 3 kilometry i 300 m przewyższenia, chory i bez treningów od poprzedniego startu. Darek również był mocno przeziębiony, lecz tak jak ja nie chciał zrezygnować z kolejnych zawodów.

02.Beh na Bor 2014

Polska ekipa z Wałbrzycha.

Cieszyłem się, że jedziemy większą grupą. Bo dzięki temu ponownie mogłem zobaczyć się z Edkiem Baczewskim i Kamilem Pernejem oraz poznać nowego kolegę. Edek często startuje w Czechach. W przyszłym roku chciałbym również więcej u nich biegać. W okolicach Nachodu, znajdującego się ok. 60km od Wałbrzycha jest cykl biegów w którym dużo imprez odbywa się w środku tygodnia. A mnie biegaczowi pracującemu w systemie czterobrygadowym takie coś odpowiada, bo często mam wolne dni wtedy, gdy większość ludzi idzie do pracy.

03.Beh na Bor 2014

Nawet Edek mówił, że było ciężko. A to znaczy, że naprawdę było ciężko!

Do Machova dotarliśmy bez problemu. Edek startował tutaj w Borskim Crossie i znał drogę do wioski. Na stronie biegu pisało: miejsce startu Machov, a po ukośniku obce słowo – Doldy, co pewnie było kluczem do odnalezienia biura zawodów. Jadąc wypatrywaliśmy tajemniczego słowa. Jest! Doldy widniało na szyldzie jednego z budynków (znaczenie słowa ukryte jest pod tym linkiem) > http://www.doldy.cz Okazało się, że biuro zawodów również tutaj przyjedzie, a miejsce obok sklepu było tylko punktem kontaktu. Tym razem imprezę obsługiwał Miroslav Hornych – znajoma twarz z kilku imprez, a zwłaszcza z MGS-u sprzed dwóch lat, gdzie był drugi na mecie w tym trudnym biegu. Zapłaciliśmy po 50 koron wpisowego i można było się rozgrzewać. Pogoda była piękna. Złota Czeska Jesień. Nie mogłem napatrzeć się na okoliczne strome pagórki porośnięte drzewami, które o tej porze roku są najpiękniejsze, bo cieszą oczy licznymi barwami.

04.Beh na Bor 2014

Meta zawodów u podnóża pięknych skał.

Udaliśmy się w okolice miejsca startu. Zachowywałem czujność, bo tak naprawdę nikt z nas nie wiedział gdzie dokładnie start się odbędzie. Moment nieuwagi i Czesi mogliby być już w drodze. Oni nie robią szumu z powodu swojego biegania, dlatego starty w wielu imprezach odbywają się bez zbędnego hałasu. Po prostu ktoś daje sygnał i zaczyna się bieg. Tego dnia również tak było. Miroslav przez komórkę synchronizował czas z obsługą znajdującą się na szczycie góry Bor, będącej miejscem naszej mety. Odliczył i ruszyliśmy.

05.Beh na Bor 2014

Na szczęście nie musieliśmy wspinać się na głazy wieńczące szczyt góry na którą biegliśmy.

Ustawiłem się na końcu stawki, bo wiedziałem że tym razem będę biegł jeszcze wolniej. Z wioski wybiegliśmy na drogę prowadzącą przez łąki i nieprzyjemny chłód dopadł nas na otwartej przestrzeni. Kilkaset metrów dalej wbiegliśmy do lasu, gdzie było znacznie przyjemniej i zaczęła się mozolna wspinaczka na szczyt. Było bardziej stromo niż tydzień temu. Nie szarpałem się, bo gnębiła mnie jedna myśl: ile ten bieg będzie mnie kosztował? W najlepszym przypadku, kolejne kilka dni bez treningów, lecz może być gorzej. Biegłem pod górę wśród drzew. Pod stopami błoto, igliwie, kamienie i korzenie – to co zawsze. Przy drodze, co jakiś czas mijałem olbrzymie głazy. Wyglądało, jakby ktoś celowo zrzucił je tutaj z nieba. Naprawdę były potężne! Wspinaczka robiła się coraz bardziej wymagająca. Zawodniczka z którą w ubiegłym tygodniu wygrałem, nadal biegła przede mną. Widziałem, że słabnie, ale nie mogłem zmobilizować się, żeby ją dogonić. Tymczasem za sobą słyszałem sapanie jakiejś czeskiej lokomotywy. Najpierw w oddali, później bliżej. Obejrzałem się za siebie w półmroku dostrzegając sylwetkę człowieka. Podbiegałem i maszerowałem, robiąc tak na zmianę. On biegł bez przerwy. Wkrótce sapanie słyszałem tuż za sobą, przez chwilę obok, później przed sobą i ucichło ginąc gdzieś w szarości dnia powszedniego. Tak to jest z czeskimi lokomotywami, one nie zatrzymują się bez powodu, a taka stroma góra nie stanowi dla nich żadnego problemu. Pewnie Emil Zatopek zaszczepił w Czechach taką zawziętość. Ostatnie kilkaset metrów przeszedłem prawie w całości. Śmiałem się w duchu z siebie. Czyżbym dzisiaj był ostatni w drodze na szczyt? W krzyżu łupało jak nigdy, uda rozgrzane do czerwoności, płuca również, ale dały radę. Nie wyskoczyły z klatki piersiowej. Przed sobą widziałem ogromne skały wyłaniające się zza drzew. Na szczęście meta była u ich podnóża. Dotarłem, dobrnąłem, dopełzałem! Nie wiem jak długo to trwało, bo Garmin załapał dopiero przed szczytem, a pana mierzącego czas wolałem nie pytać. Szkoda, że o tej porze roku zmierzch nadciąga tak wcześnie i piękne okolice ginęły w ciemnościach. Trzeba będzie tutaj przyjechać na spacer – koniecznie. Na punkcie widokowym byliśmy z Darkiem tylko przez chwilkę. Do Machova wracaliśmy w półmroku, który w połowie drogi zastąpiły ciemności. Dobrze, że księżyc pojawił się na niebie…

06.Beh na Bor 2014

Księżyc – bez niego ciężko byłoby wracać do Machova.

Slavo 65

Ps. Na następne zawody jadę z mapą, aby Czesi pokazali mi gdzie Bor się znajduje, bo na czeskiej mapie nie mogę takiej góry dostrzec. Mam nadzieję, że ten bieg nie był snem. A jeśli tak, to był nawet niezły, chociaż wspinaczkę na tajemniczą górę nadal czuję w kościach. Stąd moje borskie poszukiwania.

Możesz również polubić…