Wycieczka biegowa z kolegą Maćkiem :)
Pamiątkowe zdjęcie na Chełmcu (851m)
Spotkania z Maćkiem należą do przyjemności, ale jak w życiu bywa, to co jest dobre należy do rzadkości. Dlatego ucieszyłem się kiedy dostałem od niego maila z informacją, że będzie w Wałbrzychu i mimo wielu zajęć znajdzie czas na wspólny trening. Nie widzieliśmy się od kilku miesięcy i takie biegowe spotkanie było dobrym pomysłem. Postanowiliśmy wybrać się na wycieczkę biegową i zrobić 25-30 kaemów lekkiego biegu. Najpierw mieliśmy wbiec na Chełmiec (851m), następnie na Trójgarb (778m), a w drodze powrotnej zaliczyć Jagodnik (619m) na deser. Pogoda była znakomita. Ciepło – dwadzieścia kilka stopni, ale wiał łagodny, chłodny wiatr. Spotkaliśmy się o godzinie 8:00 rano obok TESCO i ruszyliśmy w drogę. Tempo nie było wysokie, bo dzisiaj bardziej skupiliśmy się na rozmowie niż na bieganiu. To znaczy biegliśmy i gadaliśmy jak najęci, co znacznie utrudnia szybki bieg. Ale nie widzieliśmy się od kilku miesięcy i chcieliśmy nadrobić informacyjne zaległości. Ścieżką rowerową dostaliśmy się do uzdrowiska Szczawno – Zdrój i uliczkami miasteczka zaczęła się nasza wspinaczka na Chełmiec.
Maciek podczas długiego podbiegu na Trójgarb
Długość podbiegu na szczyt wynosi około 5km, ale już od uzdrowiska, biegnie się prawie cały czas pod górę, co daje dodatkowe 2-3 kaemy podbiegu. Na Chełmiec dostaliśmy się stromą drogą okalającą szczyt. W większości kamienistą, a w wielu miejscach dodatkowo utwardzoną. Na szczycie, oprócz niedostępnej dla turystów wieży widokowej (podobno w weekendy otwartej) masztów z nadajnikami, budynku i olbrzymiego żelaznego krzyża nikogo nie spotkaliśmy. Wcale nas to nie zmartwiło. Szkoda tylko, że ze szczytu największej góry, znajdującej się na obrzeżach Wałbrzycha – nic nie widać. Po krótkim odpoczynku i pamiątkowych zdjęciach zbiegaliśmy bardzo stromym, zielonym szlakiem prowadzącym na Trójgarb. Właściwie to zsuwaliśmy się po kamieniach w dół do podnóża góry. Dopiero tam zaczęliśmy bieg w kierunku asfaltowej drogi, którą dotarliśmy do Lubomina. Wspinaczkę na trzywierzchołkowy szczyt zaczęliśmy od nieczynnej i coraz bardziej niszczejącej „Bacówki pod Trójgarbem” Zanurzyliśmy się we wspaniałym lesie, wewnątrz którego, robotnicy leśni prowadzą niestrudzoną dewastację okolic, bezlitośnie ogałacając wzgórza. Wycinając drzewa i niszcząc mniejszą roślinność i runo leśne. Może dlatego teren ten kilka lat temu nazwano: „Ekomuzeum Wokół Trójgarbu” Mijając pracujących ludzi, marszem dotarliśmy na szczyt. Było bardzo stromo i tylko momentami zdecydowaliśmy się na podbieganie. Na szczycie zupełne zaskoczenie – żadnych komarów, gzów, much końskich i tych pospolitych, mniej uciążliwych. Po prostu sielanka. Kilka tygodni wcześniej, będąc tutaj musiałem uciekać ze szczytu, bo robale chciały mnie zjeść żywcem.
Okolice Strugi – 27km wycieczki
Odpoczęliśmy chwilę, a może kilka chwil i ruszyliśmy w dół, kierując się w stronę Starych Bogaczowic, by po kilku kilometrach skręcić w prawo. Dotarliśmy do skraju lasu i wbiegliśmy na dobrze mi znaną czereśniową aleję. Zbiegliśmy do asfaltowej drogi, by po kilkuset metrach dotrzeć do Strugi w miejscu gdzie znajduje się pałac. Zakręt w lewo, później w prawo i wkrótce dostaliśmy się do ogródków działkowych rozciągających się wzdłuż wałbrzyskiej dzielnicy Podzamcze. Tam skończył się nasz bieg. Maciek udał się na drugą dzielnicę miasta, a ja zakończyłem swój trening w wałbrzyskiej „Pierogarni” bo Kenijczykiem nie jestem i od pysznych polskich pierogów nie stronię. Trasę o długości 30km pokonaliśmy w czasie szybszym od marszu, a wolniejszym od biegu, czyli marszobiegiem. Nogi jednak bolą, ale warto było po kilku miesiącach spotkać się, pobiegać i pogadać. O tym jak ciężki był dzisiejszy trening przekonam się jutro, bo o godzinie 6:00 rano umówiłem się z Radkiem http://radekbiega.pl – na krótki, ale mocny trening rytmów.
Slavo65