Luty – podsumowanie miesiąca
Drugi miesiąc w tym roku był równie nieudany jak w poprzednim. Na szczęście nie było biegowej katastrofy, ale liczne urazy uniemożliwiły zrealizować plan treningowy. Trochę sam sobie jestem winien za to, że tak kiepsko poszło mi w tym miesiącu. Może dlatego, że nie wiem kiedy odpuścić i czasem robię coś na siłę. Jeśli chodzi o kontuzję łydki to mogę powiedzieć, że miałem pecha. Bo można przebiec kilkadziesiąt kilometrów i nic się nie stanie, ale jeden raz źle postawimy nogę i kontuzja gotowa. Natomiast jeśli chodzi o kontuzję po bieganiu w Sobótce, to mogłem tego uniknąć. Nie trzymałem się planu i biegłem za szybko. Poniosło mnie trochę. Być może nic by mi nie było, gdybym trzymał się wcześniej zaplanowanego tempa i biegł razem z Radkiem i Grześkiem. Ale było minęło, żyje się dalej. Ostatnia dolegliwość, to skutek ewidentnej biegowej nonszalancji. Tego dnia warunki były fatalne. Praktycznie nie było gdzie biegać. Nawet asfalt był zasypany – widoczny jedynie na środku głównych dróg. Postanowiłem biegać, bo kilometraż ważny jest niesłychanie. I wszystko byłoby w porządku, gdybym zakończył trening na dziesiątym kilometrze, biegnąc skrajem głównej, nieco odśnieżonej drogi. Ale poniosło mnie i pobiegłem dalej do lasu, skąd nie było odwrotu. Kolejne dziesięć kilometrów, to była droga przez mękę. Byłem pierwszym człowiekiem, który tego dnia pokonywał ten leśny odcinek mocno zasypanej drogi. W miejscach gdzie było wcześniej wydeptane, wytworzyły się głębokie, zamarznięte koleiny, które z trudem pokonywałem. Z przykrością muszę dodać, że metryka urodzenia, czasem nie idzie w parze ze zdrowym rozsądkiem. A moja kontuzja po tym treningu jest tego namacalnym dowodem.
Koniec gderania. Kilka słów podsumowania. W lutym przebiegłem 200km w 13 sesjach treningowych. 12 dni przymusowej przerwy spowodowanej drobnymi, ale uciążliwymi kontuzjami. W kolejny miesiąc wchodzę z lekkim bólem lewej łydki, dlatego odpuściłem sobie dzisiejszy, ostatni trening w tym miesiącu. Może jutro obudzę się bez bólu. Najważniejsze, żeby się obudzić, bo chciałem poznać nowego kolegę Stefana. Jak na przyszłego, potencjalnego biegacza (może uda mi się go kiedyś do biegania namówić) ma niezłe parametry: 3870g wagi i 56cm wzrostu – tak przynajmniej było wczoraj. 😉
Slavo65