W.B. na Chełmiec (30km)
Wycieczka biegowa – Chełmiec (30km)
Niedawno do mojego planu treningowego dołączyłem „Wycieczkę Biegową”. Jesienią wytyczyłem i pomierzyłem licznikiem rowerowym kilka tras od 25 do 30km. Do wiosny te długie odcinki powinny wystarczyć do realizacji moich planów. Z wytrzymałością u mnie nie jest najgorzej, ale tylko przy określonym tempie w granicach 9-10km na godzinę. Taka prędkość nie jest oszołamiająca i niestety demonem prędkości nie jestem. Kilka startów, które planuję w 2012 roku, będzie się odbywało na dystansie maratonu i dystansach powyżej 15km. Wszystkie biegi prowadzone są górskimi trasami, dlatego wytrzymałość i to w górskim terenie, jest bardzo ważna. Do tego przydałaby się prędkość 11-12km na godzinę, którą mam nadzieję osiągnąć do następnego sezonu.
Dzisiejszy bieg na Chełmiec był moim drugim, tak długim wybieganiem. Na zewnątrz temperatura 2 stopnie powyżej zera, z nadzieją na jej podwyższenie. Ponieważ słońce zaczęło wychylać się zza chmur. Trasę rozpocząłem o godzinie 10.00. Start przy postoju TAXI na ul. Fortecznej, dalej obwodnicą obok Lidla w prawo i po kilkuset metrach mijam stację ORLENU, dobiegam do skrzyżowania i w prawo do góry. Tam przez przejście i chodnikiem w kierunku TESCO. W lewo ścieżką rowerową obok DECATHLONU, a przed rondem, przez przejście dla pieszych. Dalej ścieżką rowerową obok stacji benzynowej TESCO i do Szczawna Zdrój, gdzie ścieżka kończy się przy basenie. Przez ulicę i tak jak autobus nr 7 do ronda i w lewo do Domu Zdrojowego. Przejściem przez ulicę Kolejową i dalej do szkoły. Przy szkole skręcam w prawo do góry i uliczkami uzdrowiska rozpoczynam piąć się w górę. Mijając cmentarz dobiegam do wałbrzyskiej dzielnicy Konradów. Biegnąc wciąż w górę uliczkami docieram do granicy lasu.
Kilkaset metrów wśród drzew i jestem zgubiony. Jest późna jesień, na drzewach nie ma liści, dlatego ścieżki słabo widoczne i te w sezonie letnim niewidoczne pokazały się moim oczom. A wraz z nimi ogrom zniszczeń i dewastacja lasu jaką dokonali ludzie (legalnie) wycinający drzewa. Trasę pokonywałem drugi raz, dlatego tak łatwo się zgubiłem. Spotkałem kobietę spacerującą po lesie, zawróciłem i dalej pobiegłem drogą którą mi wskazała. Minąłem wielki pojazd wyrównujący leśną drogę. Skręciłem w prawo, następnie w lewo, kilkaset metrów po płaskim i powoli główną kamienną drogą rozpocząłem mozolną pięciokilometrową wspinaczkę na szczyt. Wspaniała pogoda utrzymywała się nadal, w lesie było poniżej zera, bo wbiegając poczułem mocny chłód, jakbym wbiegł do chłodniczego tunelu. Jednak im wyżej wbiegałem, tym było cieplej. Słońce topiło zmarzlinę, pokrywającą gałęzie drzew. Drobne kruszynki lodu spadające z gałęzi, niczym górskie kryształy zalegały na górskiej drodze. A z miejsc bardziej nasłonecznionych unosiła się para tworząc chmury. Minąłem drewniany schron i rozpocząłem ostatnie kilkaset metrów podbiegu. W oddali, widoczna między drzewami, unosiła się piękna mleczna zawiesina, spod której wyłaniały się wierzchołki okolicznych gór. Wspaniały widok, warto było przybiegnąć tutaj, aby to zobaczyć. Na szczycie ciepło i bezwietrznie. Kolana gorące jak piec kaflowy, a mój napój energetyczny (woda z miodem) lodowaty jak woda w górskim potoku. Dlatego tylko kilka łyków i rozpocząłem tą samą trasą, zbieganie w dół. Po kilku kilometrach, kiedy dobiegłem do jednej z głównych leśnych krzyżówek skręciłem w lewo i dalej bieg szlakiem rowerowym do Dworzyska w Szczawnie Zdroju. W nogach miałem już około 25 kilometrów. Zbyt długa, dziesięciodniowa przerwa w biegach dała znać o sobie. Po przerwie dwa małe wybiegania i dzisiejsza 30 kilometrowa trasa. Może trochę za wcześnie po takiej przerwie. Nogi jak z waty, ale już coraz bliżej i nie warto się poddawać! Ścieżka rowerowa, rondo, obwodnica Podzamcza i już. Dobrze, że cukiernia była w pobliżu. Ciastko rasy „Ptyś” zjadłem w ciągu kilku chwil. Całe szczęście, że nie biegam tylko po to, aby schudnąć, bo miałbym wyrzuty sumienia. Czas nieco gorszy niż za pierwszym razem 3:14:35. Ale co najmniej jeden kilometr powinienem doliczyć i stratę czasu jaką poniosłem wracając na trasę.
Slavo65