Tlenu nigdy za wiele!
Wczoraj pobiegłem przed pracą do Książa. Trasa terenowo asfaltowa. Potrzebowałem się dotlenić. Bo wiele treningów wykonuję w siłowni do której się przyzwyczajam. Ale nie chciałbym się rozhartować, a bieganie w terenie daje najwięcej przyjemności. Fachowcy zapowiadali mocny wiatr, lecz za oknem oprócz porannych podmuchów było całkiem przyjemnie. 2-3 stopnie na plusie. A szaro – bury widok który zdominował ulice i okoliczne skwery, łagodziły kolorowe elewacje ocieplonych budynków. Bo specjaliści od ociepleń dotarli na naszą część dzielnicy. Przekształcając blokowisko powstałe pod koniec Socjalizmu, w bardziej przyjemne dla oka obiekty.
Ruszyłem ulicami swojej dzielnicy w stronę Książańskiego Parku, w którym wieki temu ulokowany został monumentalny zamek Książ. Planowałem przebiec 13km Miał być luz po wczorajszym mocnym treningu na bieżni.
Biegam bez słuchawek na uszach. Chociaż to teraz takie modne. Wolę słyszeć szum wiatru, tupot stóp, odgłosy zeschłych liści. A nawet nieprzyjemnie mlaskający dźwięk przydeptywanego błota. Gitarowe riffy muzyków ulubionej Metalliki, albo innej rockowej kapeli muszą poczekać. Nie lubię odcinać się od świata aż tak bardzo. Od ludzi tak. W stosunku do innych zachowuję się jak kot, który przychodzi do człowieka kiedy zechce, a nie kiedy mu się każe. Duży, ponad pięćdziesięcioletni, wyliniały, sfrustrowany kocur. Tak to ja. Ale z planami na przyszłość. Skromnymi. Osobistymi. Bo plany nadają sens naszemu życiu. Oczywiście, jeśli są realnymi do zrealizowania zadaniami, a nie mrzonkami którymi nasycamy się bez opamiętania jak chipsami albo popcornem.
Dotleniłem się, stąd takie rozmyślania. A miało być tylko zdjęcie na fejsa, dla kilku lajków i wzmianka, że zobaczyłem zamek od dupy strony. Bo z tej strony prawie nikt nie zagląda.
Dodatkowy tlen spowodował myślenie, a bieg przez las bez dźwięków rocka rozrywających beret, wzmógł pracę szarych komórek jeszcze bardziej. Dlatego dostrzegłem nieścisłości w sportowym planie na luty. Na przykład w jednym tygodniu ułożyłem cztery biegowe treningi dzień po dniu! A w poprzednich miesiącach próbowałem zrobić trzy i nic z tego nie wychodziło. Trzeci trening był biegiem na przetrwanie, a nie truchtem, beesem, czy 10-cio kilometrowym OWB, jak zwał tak zwał, z którego człowiek wracał do domu zadowolony.
Ta! Może nadal żyję wspomnieniami, że kiedyś to mogłem biegać 5-6 treningów w tygodniu i ciężko mi się tej myśli pozbyć. 200km w lutym, to teraz dla mnie wielka sprawa. Dni mniej, dwa krótkie wyjazdy i jeszcze inne duperele ograniczające wolny czas. Stąd taki idiotyczny pomysł, który bez problemu wklepałem w komputerze do swojego planu, bez szans na jego realizację… Na razie 25% planu wykonane, może więc jednak dam radę?
Slavo65