Pięćdziesiąt pięć lat na liczniku i co dalej?
Dwa dni temu, gdy przebiegałem przez las, zostałem niemiłosiernie pokąsany przez komary. Wczoraj tylko jeden mnie dopadł podczas wykonywania tego zdjęcia. Dzień wcześniej przekroczyłem barierę 55 lat. Dlatego zastanawiałem się nad tym, czy stałem się zbyt mało atrakcyjny dla komarów i nie chcą z litości kąsać staruszka, gdyż wolą rzucić się na młodsze biegające ciacha? Czy może są tchórzliwe i byle ulewny deszczyk je przestraszył?
Ja mimo wszystko nie wymiękłem, chociaż po wczorajszym treningu skróconym do 16km musiałem odpuścić. Najwyraźniej nie tylko ja się starzeję. Moja kurtka przeciwdeszczowa, chociaż młodsza ode mnie o 50 lat, też nie daje rady. Przemokłem już na trzecim kilometrze, a po 15-tym zacząłem marznąć, dlatego musiałem zawrócić do domu, chociaż nogi dalej mnie niosły.
Bo to, co robimy nas nakręca i ma sens tylko wówczas, kiedy robimy to z przekonania, a nie dla poklasku, albo dlatego, że taka jest moda, a my chcemy być modni, żeby ludzie nie gadali…
Nie wiem jak długo będzie dane mi biegać, lecz cieszę się, że nadal mogę to robić. Znam kilku chłopaków, starszych ode mnie nawet o kilkanaście lat, którzy nadal biegają, jeżdżą na nartach, rowerach, pływają, chodzą na siłownie itd. i cieszą się tym od lat. Ja póki co, też nie zamierzam odpuszczać.
W tym roku doszedłem do półmetka swojej kategorii wiekowej. Kiedy zbliżałem się do 50-tki, nastawiałem się na rywalizację z rówieśnikami w tej kategorii. Wiedziałem, że do pokonania będę miał chłopaków biegających od lat, którzy wcześniej osiągnęli wyniki do których ja, zaczynający bieganie w wieku 46 lat nawet się nie zbliżę, ponieważ na to jest już za późno. Ale chciałem deptać im po piętach i być na mecie przed rywalami, którzy tak jak ja, zaczęli biegać najwyżej kilka lat temu i również nie dojdą do wyników oraz wydolności wyrobionej latami jaką osiągnęli starzy wymiatacze.
Oni nawet obecnie, gdy nie przykładają się do treningów tak jak dawniej, nadal nad takimi jak ja „nowicjuszami” górują. Robiłem jednak postępy, zacząłem coraz częściej gościć na najniższym miejscu podium w M50 i wszystko się posypało. Nieustanne, większe lub mniejsze dolegliwości, a później zakrzepica – choroba która cofnęła mnie o kilka biegowych lat. Ale nadal biegam i cieszę się tym, bo w życiu nie można mieć wszystkiego, zwłaszcza tego, czego najbardziej pragniemy, tego na czym najbardziej nam zależy. Ja to rozumiem i mentalnie odpuściłem. Zrezygnowałem z biegów ultra i maratonów. O połówkach jeszcze trochę myślę, ponieważ wyników na tym dystansie raczej nie poprawię, ale takie biegi mogą się przydać do przygotowywania organizmu do walki na krótszych dystansach.
Niedawno widziałem biegnącego Witolda Radke, zbliżającego się już do 80-tki, niestrudzenie przemierzającego kolejny kilometr swoim charakterystycznym przerywanym biegiem. Kilka kroków biegu, kilka marszu, kilka biegu i tak bez końca. Może dla wielu ludzi to nie ma najmniejszego sensu, ale ja myślę że ma, bo i tak nic nie jest wieczne, niezniszczalne, doskonałe, gdyż wszystko się zużywa i psuje. Ale najważniejsze jest to, by wierzyć w to, co się robi nawet jeśli wszyscy ludzie na świecie będą myśleli inaczej.
Slavo65
Ps. Artykuł o panu Witku > https://walbrzych.dlawas.info/sport/witold-radke-wybiegal-zdrowie-w-maratonach/cid,8491,a