Jestem niepoprawnym optymistą!!!
Kto mnie zna, mógłby mieć wątpliwości, dotyczące mojego optymizmu, ponieważ swoją zewnętrzną postawą raczej tego nie prezentuję, gdyż na mojej wiecznie zatroskanej twarzy, uśmiech gości tak często, jak rozum w głowach naszych parlamentarzystów. No dobrze, może nie jest aż tak tragicznie jak w Parlamencie.
„Optymiści postrzegają ludzi i zdarzenia jako dobre. Mają pozytywny stosunek do życia, wierząc w to, iż rzeczy z czasem ułożą się pomyślnie” – taka definicja widnieje na stronie wikipedia.pl
Jestem optymistą o zabarwieniu realistycznym, jak mawiał Prezydent USA Donald Trump, omawiając w materiale motywacyjnym, ludzkie nastawienie do życia. Uważam, że jeśli coś jest do dupy, albo jest nie do naprawienia, to nie wmawiam sobie tego, że tak nie jest. Patrzę realnie na sprawę i staram się problem rozwiązać, ominąć go, wykombinować coś innego, lub rezygnuję ze swoich zamiarów, gdyż uważam, że w życiu nie wszystko musi być po naszej myśli.
Taki sam stosunek mam do biegania. Styczeń przebiegłem najlepiej jak tylko mogłem, do wykonania planu zabrakło mi tylko kilka kilometrów, a treningi specjalistyczne wykonałem w całości. Jako definicyjny optymista powinienem spodziewać się tego, że w lutym, marcu, kwietniu itd. będzie podobnie. Ale ja spodziewałem się tego, że tak nie będzie. Dlatego moje podejście nie spowodowało zdziwienia, gdy organizm na początku miesiąca zaczął odmawiać posłuszeństwa.
Nadwyrężone udo nie pozwoliło mi biegać i musiałem zrobić kilka dni przerwy. Stąd zaległości w kilometrażu, których nie staram się nadrabiać, co było błędem popełnianym przeze mnie w przeszłości, bo chińskie przysłowie mówi, że: „Straconego czasu nigdy nie nadrobisz” OK Być może to nie chińskie powiedzenie, lecz aktualne na całym świecie i warto się do niego stosować robiąc swoje, bez oglądania się za siebie, ewentualnie przedłużając okres przygotowań, albo rezygnując z najbliższych celów, lub nieco redukując biegowe aspiracje na najbliższy sezon.
Po nadwyrężonym udzie, z którego wyszedłem prawie bezboleśnie, dzięki zrobionej przerwie od treningów, przyszło kosmiczne przemęczenie. Zmartwiło mnie to bardzo, ale zdawałem sobie sprawę z tego, że styczeń był dla mnie bardzo intensywnym miesiącem. Może nawet za bardzo, bo mój organizm nie funkcjonuje tak dobrze jak 2-3 lata temu i dopiero szukam odpowiedniego poziomu obciążeń, żeby się nie przetrenować, albo nie ćwiczyć zbyt mało intensywnie. Ciężko z tym będzie, gdyż praca na zmiany i inne zajęcia, skutecznie utrudniają dobranie odpowiednich obciążeń treningowych. Biegam 9 lat, lecz nie uważam się za eksperta, gdyż ciągłe problemy zdrowotne, za każdym razem utrudniały mi wykonanie zaplanowanego programu treningowego i nie mogę stwierdzić, co jest dla mnie skuteczne, a co nie. Dlatego mogę uczciwie powiedzieć, że mimo wybieganych ponad 20.000km moje biegowe doświadczenie jest mizerne.
Na dzisiaj zaplanowany miałem trening w górach i chciałem wdrapać się na pewną górę, która od kilku lat chodzi mi po głowie, ale widząc śnieg, na szczytach otaczających moje miasto, odpuściłem. Na tym treningu chciałem nacieszyć się nowym terenem, a nie przebiec jak najprędzej, ślizgając się po błocie lub lodzie i nie mieć z tego przyjemności. Dlatego 17km trasę zrobiłem na biegowych ścieżkach w pobliskim lesie, po którym biegam od lat. Dzisiaj biegło mi się wyjątkowo dobrze, co było dla mnie zupełnym zaskoczeniem. Nie sprawdzałem tempa, pulsu itp. pierdołów, po prostu biegłem przed siebie nabijając koleje kilometry do dzienniczka treningowego, gdyż pustka, nie wygląda zbyt optymistycznie.
Slavo65