Nieszczęsny CITY TRAIL WROCŁAW

Kiedy w sobotę (25.01.2020) pojechałem z Radkiem do Wrocławia na kolejną odsłonę City Trail, obydwaj mieliśmy poważne plany dotyczące tych zawodów. Dla Radka miał być to kolejny sprawdzian, i ja również chciałem ocenić swoją aktualną formę. Wynik z CITY miał dać mi odpowiedź, czy mogę podwyższyć tempa rytmów, interwałów itd., czy nadal biegać na tym samym poziomie.

W sobotę we Wrocławiu odczuwało się delikatny mróz. W Lesie Osobowickim, przez który miała przebiegać trasa zawodów, nie wiało i było słonecznie. Na leśnych ścieżkach zamarzło błoto, lecz mróz nie utworzył lodowej powłoki pokrywającej ścieżki oraz drogi biegnące między drzewami i nie było ślisko. Dlatego warunki do szybkiego biegania były niezłe. Zarejestrowaliśmy się w biurze zawodów, znajdującym się w namiocie rozłożonym przy leśnej drodze nieopodal miejsca startu oraz mety i rozpoczęliśmy rozgrzewkę. Zaznaczę: porządną rozgrzewkę, ponieważ to element przedstartowy, który zawsze lekceważyłem i dołączyłem do swojego biegania dopiero po kilku latach. W ramach której przebiegliśmy 3km fragment trasy zawodów, a później zrobiliśmy kilkanaście minut elementów sprawnościowych.

O godzinie 11:00 ruszyła pierwsza grupa najszybszych uczestników imprezy, po minucie miała wystartować kolejna i tak dalej.  Chwilę po starcie okazało się, że jeden z uczestników miał wypadek, po przebiegnięciu zaledwie kilkudziesięciu metrów trasy.  Ale nikt z nas, czekających na swój start nie wiedział co dokładnie się wydarzyło. Obsługa medyczna udzielała pomocy poszkodowanemu, a start kolejnych grup nieco się opóźnił.
Ruszyłem w trzeciej grupie, zastanawiając się nad tym; dlaczego ludzie startujący w poprzedniej grupie – na znacznie lepszy czas,  biegli truchtem? Może taka jest strategia na krótkich dystansach? Dla mnie była to dopiero druga impreza na takim dystansie, na niemal płaskim terenie, stąd brak doświadczenia i właściwego podejścia. Może faktycznie należy wystartować bardzo wolno? Rozmyślając, po kilkuset metrach dotarłem do tej grupy i zaczęło się mozolne wyprzedzanie.

Nie potrafię biec „w trupa” jak określają bieg na maksymalnych obrotach niektórzy koledzy i nigdy nie daję z siebie stu procent. Może to obawa przed przedwczesnym zejście z tego świata? A może brak woli walki oraz wiary w siebie? Biegłem, lecz czułem, że mógłbym biec szybciej o kilka sekund na kilometr. Mimo wszystko niewiele przyspieszyłem. Mój skromny plan zakładał średnią 4:45min/km na całym dystansie, ponieważ na tyle określałem swoje możliwości. Garmin jak zwykle pokazywał różne cyfry. Tym razem upodobał sobie 5:15, dlatego przyspieszałem i okazało się, że pierwszy kilometr zrobiłem w 4:36 Podpuścił mnie skubany! Może to i lepiej? Następny kilometr był o 20 sekund wolniejszy, kolejny, prowadzący delikatnie pod górkę, wyszedł po 5:12, ale na 4km było szybciej – 4:49 i ostatni 900m, najszybszy odcinek, wyszedł ze średnią 4:34min/km Ostatecznie zawody ukończyłem na 210 pozycji spośród 464 uczestników biegu i na 9-tym miejscu w kat. M50 na 20-tu rywali. Mój czas wyniósł: 0:23:06

W sumie było nieźle jak na obecne możliwości, ponieważ 4,9km bieg po wyliczeniu średniej i zastosowaniu innych kombinacjach matematycznych przebiegłem ze średnią 4:43 – o dwie sekundy szybciej niż planowałem. Po przeanalizowaniu tego wszystkiego wyszło, że mogę podnieść tempa treningowe o 1-5 sekund w zależności od odcinka oraz rodzaju treningu…

A teraz najważniejsze! Co może wydarzyć się na zawodach? Pomyślcie. Biegniecie na zorganizowanej imprezie w terenie. Trasa niezbyt wymagająca, bez odcinków trudnych technicznie, zabezpieczona, oznakowana itd. Co może NAM się przydarzyć??? Skręcimy lub złamiemy nogę? OK – normalna sprawa. Jeden raz postawimy niewłaściwie nogę, albo nadepniemy na gałąź, wystający korzeń, lub leżący kamień, stopa się wykrzywi, dociśniemy ją swoim ciałem, napierając na nią w biegowym impecie i jesteśmy załatwieni! Co dalej? W ferworze sportowej walki, może ktoś nas zahaczyć, podciąć, popchnąć, albo my przez nieuwagę tak zrobimy i runiemy na ziemię! W najlepszym przypadku poobijani pozbieramy się i mimo wszystko dotrzemy do mety zgodnie z naszymi oczekiwaniami. W najgorszym doznamy poważniejszego urazu, eliminującego nas od biegania na kilka miesięcy! Czego jeszcze możemy się spodziewać? Luźno biegającego psa po trasie zawodów, który nas zaatakuje, dziecka, pozostawionego bez opieki, które wbiegnie nam pod nogi. Rowerzysty, który nie wiedząc o zawodach, wjedzie nagle na trasę biegu powodując kolizję…

Niby wszystko, ale czy pomyślelibyście, że na WASZEJ drodze, gdy tuż po starcie, biegniecie ile sił, traficie na uchylony leśny szlaban, którego ruchomy, stalowy koniec, skierowany jest w kierunku nadbiegających zawodników??? Tak było właśnie na wrocławskim CITY TRAIL w sobotę. Kilkadziesiąt metrów od linii startu, na nadbiegających zawodników czekała taka pułapka. Pierwsi biegacze dostrzegając ją z daleka uskoczyli, ale jeden z nadbiegających zawodników, zasłonięty przez poprzedników, nie widząc przeszkody. Ba! Nie spodziewając się jej na drodze, rozpędzony, nie zwalniając, uderzył częścią ciała, znajdującą się nad udem w okolicach pachwiny, w koniec rury stanowiącej ruchomą część szlabanu!

Można to zbagatelizować, bo z pewnością wiele takich osób się znajdzie (z doświadczenia wiem, że będzie tak na sto procent), które powiedzą, że startowało prawie 500 osób, a tylko jedna miała taki wypadek, więc statystycznie jest nie źle i nie ma się co roztkliwiać. Ale czy ktoś chciałby być tą jedną osobą? Ja nie. Przeważnie dopiero jeśli sami doświadczymy takiej sytuacji, zmieniamy zdanie na ten temat i w nosie mamy korzystne statystyki oraz to, że trasa była zabezpieczona w 99,9 procentach, a zawody wszyscy chwalą.

Jeśli chodzi o kolegę, to wyeliminowany jest z treningów na kilka tygodni, lecz nie rozpisuję się  dokładnie na temat jego dolegliwości, gdyż nie wiem, czy by sobie tego życzył. Ale po takim urazie musieliśmy jechać do szpitala na badania i opatrunek, ponieważ kolega nie mógł ustać na nogach!

Niestety wyświechtany slogan brzmiący: „Wszystko się może zdarzyć” sprawdził się po raz kolejny. Napisałem o tym ku przestrodze nie tylko dla WAS, ale bardziej dla organizatorów imprez, którzy nawet na tak łatwych trasach jak ta we Wrocławiu, powinni zwracać uwagę również na szczegóły, bo na przykład taki szlaban organizator otworzy, aby zrobić miejsce dla nadbiegających uczestników imprezy i wszystko jest tak jak należy. Ale jeśli ktoś w międzyczasie umyślnie lub nie umyślnie obróci go w niewłaściwą stronę, zamknie, bądź uchyli, stwarzając niebezpieczeństwo dla uczestników biegu – dodatkowe zabezpieczenie takiej przeszkody wydaje się konieczne.

Kiedy przebiegałem obok miejsca w którym leżał poszkodowany zawodnik, nawet nie zerknąłem, bo w życiu nie przypuszczałbym, że poszkodowanym biegaczem był mój najlepszy Kolega! Tymczasem mógłby być to każdy z nas, również ja.

Slavo65

Możesz również polubić…