Bieganie z historią gdańskiego mieszczaństwa w tle.

Ciężko biega się w centrum dużego miasta, zwłaszcza, gdy jest miejscem chętnie odwiedzanym przez turystów, ale 20-cia nadprogramowych kilometrów zrobione, bardziej z ciekawości niż konieczności. Dzięki temu podczas tygodniowego pobytu w Gdańsku, mogłem przekonać się o tym, jak biega się po asfalcie, betonie, bruku i kocich łbach kilkusetletnich uliczek. Bieganie tylko po twardym i momentami niebezpiecznym podłożu, gdyż w nadgryzionym zębem czasu bruku, należało uważać na ubytki – szczeliny, wgłębienia, pojawiające się od czasu do czasu. Ale w tempie, w jakim biegałem, nie było problemów ze swobodnym przemieszczeniem się po centrum Gdańska.

Razem z Małżonką, nocowaliśmy w niewielkim apartamencie na Wyspie Spichrzów, ponieważ chcieliśmy zajrzeć w różne miejsca Trójmiasta, bez korzystania z własnego samochodu i nocleg w centrum wydał nam się najlepszym rozwiązaniem, tym bardziej, że znaleźliśmy lokal w przyzwoitej cenie.

 Bieganie z historią gdańskiego mieszczaństwa w tle – tak określiłbym niewielką ilość kilometrów, wybieganą wśród gdańskich kamieniczek Starego Miasta. Treningowe truchty rozpoczynałem z Wyspy Spichrzów i kluczyłem zabytkowymi uliczkami; Stągiewną, Długim Targiem, Ogarną, Świętego Ducha, Kołodziejską, Szeroką, Chlebnicką i Mariacką będącą kwintesencją mieszczańskiego stylu tego miasta. Do Wałbrzycha przywiozłem kilka ciekawych zdjęć, miłe wspomnienia oraz dodatkowe 2kg na grzbiecie. Przytyłem dlatego, że zamiast chodzić po muzeach i zabytkowych kościołach, w ciągu tygodnia – odwiedziłem siedem trójmiejskich browarów, gdyż nie mogłem oprzeć się pokusie. Co obnażyło ponownie brak profesjonalizmu! Powinienem zacisnąć zęby i powtarzać jak mantrę: „Nie zajrzę do środka, nie zajrzę, chcę być mistrzem. Dlatego nie zajrzę. Będę pił wodę mineralną oraz jednodniowe soki warzywne, lecz na piwo nie pójdę.” Ostatecznie wybrałem drogę grzechu i przez tydzień raczyłem się znakomitym trójmiejskim piwem. Może dlatego, że zdobycie przeze mnie Mistrzostwa Świata, a nawet Polski jest tak samo prawdopodobne, jak moja podróż na Marsa. Na szczęście Żona czuwała nade mną i nie pozwoliła zbyt długo siedzieć w piwnych przybytkach. Degustacja piwa, z tak zwanej deski, ewentualnie jedno dodatkowe piwo i wynocha! Stąd wizyta w Teatrze Muzycznym Gdynia, na wspaniałym musicalu Notre Dame de Paris, a dzień później Traviata w Operze Bałtyckiej. Bieganie było jedynie dodatkiem do pobytu, dzięki temu nadrobiłem brakujące kilometry do limitu oraz nieznacznie wyprzedziłem majowy plan.

Slavo65

Możesz również polubić…