Rzepakowa Dycha po raz drugi ;)
Do Chełmca (gm. Męcinka) – miejscowości położonej w pobliżu Jawora (Dolny Śląsk) przyjechałem dwie godziny przed startem i dzięki temu miałem okazję zrobić nieco zdjęć z rywalizacji najmłodszych uczestników zawodów. Dzieci rywalizowały na dystansie 800m Bieg prowadził z miejscowego boiska, między polami na zalesiony pagórek i powracał tą samą trasą. Brało w nim udział 100 dzieci w różnym wieku. Od nastolatków, po takie które biegły w towarzystwie rodziców.
W dniu zawodów pogoda była przyzwoita. Wyjeżdżałem z Wałbrzycha w strugach deszczu, lecz tutaj nie padało, ale było bardzo duszno. Zrobiłem 2km trucht z kilkoma sprintami, bo zawsze przez pierwsze 2-3km biegu mam problem z oddechem. Czasami trwa to nawet dłużej. Może to wina zbyt słabej rozgrzewki przed szybkim biegiem? Dlatego myślałem jak będzie tym razem. Obawiałem się podwójnie, ponieważ w ostatnim czasie ograniczyłem się do BS-ów i długiego biegania. A do Chełmca przyjechałem na szybką dyszkę z kawałkiem! Taki był plan – odmulić organizm od długiego i wolnego biegania. W tygodniu zrobiłem dwie: 4km i 3km tempówki. Na treningowej pętli było ponad 1km podbiegu. Biegłem średnio po 4:38min/km W moim przypadku to całkiem przyzwoite tempo.
Morawska Bożena wyprzedziła mnie kilkaset metrów przed metą (fot. Jawor24h.pl)
Mój plan na Rzepakową Dychę (dokładnie 10,5km) był prosty – poprawić ubiegłoroczny wynik 00:52:10, który wówczas dał mi 3 m-ce w kategorii wiekowej. Ruszyliśmy z miejscowego boiska – 90 zawodniczek i zawodników. Najpierw kilkaset metrów polną drogą, łagodnie pod górę. Później szutrem ciągnącym się wśród łąk i pól żółknących od kwitnącego rzepaku, który początkowo wznosił sił się łagodnie, by następnie przed mocnym zakrętem w lewo, opadać. Bieg skręcał i zaczęła się mozolna wspinaczka na Górę Kalwarię. Od czasu do czasu przerywana wypłaszczeniem trasy, bądź krótkim zbiegiem. Ale trasa zawodów wznosiła się cały czas do góry. Niemal od początku jeden z zawodników biegł obok mnie. 4:40, 4:35, 4:30 – przyspieszałem, ale on się nie zniechęcał! Nawet przy 4:10 nie mogłem go zgubić. Biegliśmy obok siebie wyprzedzając rywali. Ryzykowałem. Ale ostatnie treningi dodały mi pewności siebie i zwalniać zacząłem dopiero na męczącym podbiegu. Mój bezpośredni rywal odpuścił na 4km i przeszedł do marszu. Ja pilnowałem, by nie rozczulać się nad sobą na podbiegu. Co często mi się zdarza! Tylko na jakiś czas zszedłem poniżej 6min/km (6:06), ale końcowe kilkaset metrów prowadzące do najwyższego punktu trasy przyspieszyłem i zaczął się szalony zbieg. Około 3km mocno opadającej trasy. Moje chwilowe tempo dochodziło do 3:30min/km Wyprzedziłem zawodnika, który po kilkuset metrach pozbierał się i na ok. 1,5km przed metą pokazał mi plecy. Byłem za wolny aby z nim powalczyć. Tuż przed boiskiem na którym była meta zawodów, wyprzedziła mnie najlepsza zawodniczka Rzepakowej Dychy – Morawska Bożena (00:49:21) Z nią również nie powalczyłem, zabrakło mi na to siły. Ale w ubiegłym roku była na mecie kilka minut przede mną i pocieszałem się tym, że teraz wypadłem lepiej. Rzepakowe 10,5km pokonałem w czasie 00:49:25 (4:42) zajmując 15 m-ce w klasyfikacji generalnej i 2 m-ce w kat. M45+ W mojej kategorii wiekowej, poziom rywalizacji był wyższy, bo z ubiegłorocznym wynikiem byłbym dopiero 5-ty. Dlatego cieszyło mnie poprawienie wyniku o 3 minuty i oczywiście miejsce na podium.
Lubię bieganie na niewielkich imprezach, gdzie wcale nie jest łatwo, ponieważ na takie zawody przyjeżdżają również mocni rywale. Z Andrzejem Rydzem (KB TKKF Jawor) nie miałem najmniejszych szans. Jego 00:42:14, to znakomity wynik na trasie biegu prowadzącej niemal w połowie pod górę i wg pomiarów (konsultowałem dystans z kilkoma zawodnikami) wynoszącej ok. 10,5km Trzeci zawodnik Kowalczyk Tomasz (Bielawska Akademia Biegania) przybiegł kilkanaście sekund za mną 00:49:44 Zwycięzca biegu – Dawidziuk Maciej (Olaws Złotoryja) pokonał trasę w czasie 00:38:31 Zawody ukończyło 90 osób. Gratuluję organizatorom za znakomicie przygotowaną imprezę i polecam bieg każdemu, który lubi mocną rywalizację, ale nie koniecznie w gronie kilkuset lub kilku tysięcy osób.