Wrocławski BUM i 00:44:03
Bieg Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu zaplanowany miałem od dawna. Najpierw Bieg Koguta w Oławie – jako pierwsze podejście do poprawy rekordu życiowego, a następnie wrocławski BUM. W Oławie pobiegłem słabo – 00:46:14, około półtorej minuty wolniej od najlepszego wyniku. Później był biegowy dołek oraz urlop i nieźle się rozstroiłem. Biegałem mało i bez zapału, częściowo realizując plan.
Do Wrocławia pojechałem z przekonaniem, że życiówki nie poprawię – nastawienie godne mistrza! Może dlatego wyleciał mi z głowy mój najlepszy wynik na dystansie 10km? Radek zdecydował się na bieg w ostatniej chwili. Cieszyłem się z jego towarzystwa i z tego, że zawiezie nas na zawody, bo wcześniej planowałem podróż pociągiem. Kolega chciał zrobić solidny sprawdzian przed maratonem w Niemczech, przy okazji próbując poprawić wynik na tym dystansie.
Radek Mękal > http://biegaczpolski.pl
Baza zawodów mieściła się w budynku przylegającym do szpitala przed którym był olbrzymi parking i dużo wolnej przestrzeni, co jest luksusem na terenie dużego miasta. Dlatego nie odczuwało się sporej liczby uczestników zawodów, których przybywało coraz więcej. W biurze odprawa przebiegała sprawnie. Pokręciłem się po okolicy: Torq, Solco Therapy, dobra kawa, muzyka i taniec dziewczyn na scenie. Głos prowadzącego imprezę i niezła pogoda. Zawody były dobrze zorganizowane.
Zrobiliśmy rozgrzewkę i w trasę, każdy ze swoim planem w głowie. Postanowiłem biec ze średnią 4:20-4:25 licząc na to, że wystarczy to do poprawy wyniku – żadnych kombinacji i ambicjonalnego podejścia, które skutkuje tym, że człowiek zdycha w połowie dystansu, pod koniec „umiera” i wyniku nie robi! Należy biec na tyle, na ile jest się przygotowanym – nic więcej. Może odrobinkę szybciej.
Mój Garmin Kłamca tym razem niewiele domierzał, zaledwie kilka metrów na kilometr. Pierwsze dwa kilometry poszły gładko. Na trzecim wybiegliśmy na przedmieścia Wrocławia. Trzeci i czwarty plus powrót to bieg pod wiatr. Kompletne zaskoczenie! Tam wszyscy biegliśmy wolniej. Moje tempo 4:23 spadło gwałtownie do 4:37 Minęło sporo czasu zanim się ogarnąłem. Wiedziałem, że drugą część dystansu muszę pokonać szybciej. Na około 7km miałem kryzys, lecz nie odpuszczałem, biegnąc nieco szybciej niż pierwsze kilometry wyścigu. Na ósmym pozbierałem się i przyspieszyłem docierając do mety z czasem 00:44:03, tym samym poprawiając swój rekord o ponad pół minuty. Dobiegłem na przyzwoitej 113-tej pozycji na 781 uczestników. W kat. M50 byłem piąty na 53 rywali. Radek nie poprawił wyniku, ale 30-te miejsce open i czas 00:39:23 to niezły wynik, jaki powinien optymistycznie nastawić go do głównego startu który ma za kilka tygodni.
Spodobał mi się 10km bieg. Krótki lecz wymagający dystans ze względu na tempo biegu. W kolejnym sezonie nastawionym na bieganie ultra, kilka startów na tym dystansie będzie dla mnie dobrym sprawdzianem. Wielu ludzi myśli, że ultrasi to muły, leniwie snujące się na długim dystansie. Ale to tylko złudzenia! Andrzej Radzikowski ostatnie kilka kilometrów w 246 kilometrowym Spartathlonie pokonywał z prędkością ok. 5min/km Gdyby nie trenował szybkości, nie wygrałby tego wyścigu na sto procent.