Niezły start w Smolcu.
Justyna Stefaniak (Lupus Oleśnica), Jerzy Skarżyński i ja. Książka pana Jerzego „Biegiem przez życie” > http://skarzynski.pl/moje-ksiazki/bpz5/ towarzyszy mi od początku mojej biegowej przygody. Fot. Jacek Stafaniak
Na IV Smolecką (za) Dyszkę (11.06.) pojechałem z prostym planem: przebiec 10km dystans w tempie 4:30 Dlaczego akurat takim? Bo nie byłem pewny czy dam radę szybciej, a wiedziałem że wolniejszy bieg będzie poniżej moich możliwości. Plan i tak był bardzo optymistyczny, ponieważ dopiero zaczynam przygotowania do biegów na tym dystansie w bieżącym roku. Ostatni z jedynych dwóch startów na 10km przebiegłem prawie dwa lata temu w Trzebnicy. Uzyskałem wynik 00:44:38, co dało średnią 4:27min/km Po dwóch latach treningów mógłbym mieć ambitniejsze plany, ale ubiegły rok z powodu przewlekłej kontuzji nie był najlepszy, a w tym dopiero się rozkręcam. Marzeniami można żyć siedząc w fotelu, lecz jeśli staje się na linii startu, trzeba zejść na ziemię i dostosować swoje plany do bieżących możliwości, a nie bujać w obłokach i iść na całość, by później zdychać na drugim, albo trzecim kilometrze.
Pogoda była piękna. Zanosiło się na to, że będzie bardzo ciepło. Na szczęście słońce często chowało się za chmurami, co podczas biegu na otwartej przestrzeni ma duże znaczenie. Do Smolca (Dolny Śląsk / okolice Wrocławia) jechałem sam, ponieważ wałbrzyscy biegacze wybrali inne imprezy. Na liście startowej zauważyłem tylko jednego zawodnika z mojego miasta. Później okazało się, że dojechał wałbrzyski fighter z kategorii ultra dojrzałej – Józek Żuk. 70 lat i jeszcze trochę ma na liczniku, a tego dnia zaliczył już 4,5km bieg w Wałbrzychu! Bieg w Smolcu rozpoczynał się o godzinie 16:00, dlatego zdecydował się na kolejny start. Kiedyś podczas treningu spotkałem pana Żuka w Górach Suchych i w „krótkiej” rozmowie streścił mi swoje weekendowe plany. Jego dwudniowe zamierzenia z powodzeniem mogłoby zrealizować kilka osób i wcale by się nie obijali. Chciałbym mieć podobne spojrzenie na świat w jego wieku, a nie czekać biernie aż śmierć zapuka do drzwi. Podziwiam! Z Józkiem wracałem do Wałbrzycha i słuchałem jego opowiadania o bieganiu, muflonach, grzybach i winie własnej roboty.
Zwycięzcy Smoleckiej (za) Dyszki 2016 – 1.) Sobas Jacek (Kędzieżyn – Koźle) 2.) Pelc Paweł (LOMAG SOFTWARE – Wrocław; 3.) Fedorowicz Jacek (KB VAMOS AMIGOS – Wrocław)
Biuro zawodów mieściło się w namiocie stojącym tuż obok miejscowego boiska. Było też kilka straganów m.in. stoisko firmy Enervit – jednego z głównych sponsorów imprezy i sympatycznego pszczelarza z Pasieki Smoleckiej. Dostałem do spróbowania napój energetyczny na miodzie. Sam taki stosuję podczas bardzo długich treningów i polecam każdemu. Skład jest prosty: woda, miód i sok z cytryny – proporcje według uznania. Dodaję jeszcze szczyptę soli na litr wody, jeśli biegam podczas upału. Nie wiem czy ten napój tak naprawdę pomaga, ale nawadnia i jest zdrowszy od popularnych chemikaliów w płynie dostępnych dla sportowców.
Smolec w następny dzień po zawodach świętuje 700 lecie istnienia, a bieg miał być mocną rozgrzewką przed dużą, niedzielną imprezą. Na liście startowej znalazło się około 500 uczestników, ostatecznie zawody skończyło 391 osób, co jest sporo jak na tak niewielką miejscowość. Nie spodziewałem się nikogo znajomego, może dlatego, że nie przejrzałem dokładnie listy startowej. Tymczasem spotkałem Edka Fedyczkowskiego z Żoną – współorganizatora Strzegomskiej Dwunastki > http://www.strzegomska12.eu, Justynę Stefaniak z Mężem, z którą przyszło mi dzisiaj walczyć na ostatnich metrach oraz Tomka Niezgodkę z Wrocławia. Tym razem mogłem z nim dłużej porozmawiać. O panu Józku już wspominałem.
Ruszyliśmy. Grupę na czas 45 min prowadził znany wrocławski biegacz Grzesiek Soczomski, za którym zamierzałem podążać. Wiedziałem, że jeśli zniknie mi z oczu, to będzie lipa i nie zmieszczę się w planowanym limicie. Niestety już po kilku kilometrach był sporo przede mną. Trasa biegu składała się z pętli, długiej prostej, ponownej pętli, długiej prostej i finiszu. To tak w skrócie. Było trochę zakrętów i dwa niewielkie kawałki mocno ubitego szutru, ale nic nie jest idealne. Trasa płaska z niewielkim i niezbyt stromym podbiegiem. Mnie pasowała. Tylko Garmin znowu robił sobie ze mnie jaja. Już na pierwszym kilometrze naliczył 90 metrowy gratis, ale na szczęście dał spokój i na kolejnych kilometrach nic mi do średniej nie dorzucał. Wiedziałem, że trzymając się jego 4:30 nie dobiegnę w 45 minut do mety. Skąd mu się wzięło te 90 metrów? Lubi mnie i dołożył parę metrów? Nie lubi? Jedno było pewne – powinienem biec po 4:28, albo 4:25 na wszelki wypadek, żeby było 4:30 tak jak planowałem. Tak to z moim Garminem jest – nie można mu zbytnio ufać.
Justyna Stafaniak (Oleśnica), Jerzy Skarżyński (Szczecin), Tomek Niezgodka (Wrocław) i ja (Wałbrzych) Fot. Jacek Stafaniak
Na siódmym kilometrze wyprzedziłem Justynę. Koleżanka – luzik, uśmiech od ucha do ucha, a ja zaciśnięte zęby i wyprzedzam ją jak ruski czołg pędzący po betonie! Czołgowego paliwa do mety wystarczyło, bo ostatni kilometr był nieco szybszy, ale Justyna przyspieszyła i było po mnie. Do mety dobiegłem kilka sekund za nią. 10km bieg zrobiłem w czasie 00:45:08 dobiegając na 85 pozycji w kat. M50 – 6 m-ce. Justyna z Klubu Lupus Oleśnica zajęła 3 m-ce w klasyfikacji Kobiet i pierwsze w kat. K+ (młoda jest) Ten bieg był dla mnie dobrym sprawdzianem przed kolejnymi startami na tym dystansie. W tym roku zaplanowałem dwie atestowane dziesiątki i jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, chciałem poprawić skromny wynik sprzed dwóch lat.
Prawie nigdy nie piszę kto wygrał bieg, kto był drugi itd. bo do zwycięzców mam tak daleko, że często o tym zapominam. W Smolcu zwyciężył Sobas Jacek (Kędzieżyn – Koźle) uzyskując czas 00:34:02 Zwycięzca zrobił niespodziankę, fundując nagrodę – 31 osobie na mecie, bowiem 31 lat wskoczyło Jackowi na biegowy licznik w dniu zawodów, stąd ten sympatyczny gest. W mojej kategorii wygrał Pieczurowski Sławek z Wrocławia – piąty open, jego czas 00:36:13 To tylko po niecałej minucie na kilometr szybciej ode mnie. Można powiedzieć, że widziałem go jedynie na starcie, a później widzialność zmalała do zera. OK Trzeba zabrać się do roboty. Różnica między nami jest zbyt duża i przydałoby się ją nieco zniwelować.
Smolecka impreza była udana – oczywiście zawsze patrzę na biegi w których uczestniczę ze swojej perspektywy, bo komuś mogła się nie podobać. Trasa przyzwoita, organizacja bardzo dobra. Nagród w kategoriach wiekowych nie było, ale za to wpisowe niewielkie. W dniu zawodów wynosiło 35zł, a w pierwszym terminie wpłat 25zł Pakiet startowy zawierał ciekawą koszulkę techniczną z logo imprezy, spore opakowanie napoju energetycznego firmy Enervit, pasek na numer startowy, słodycze i kilka drobiazgów. A na mecie każdy otrzymał bardzo ładny, pamiątkowy medal.