KOWARY / OKRAJ – 10km pod górkę! :)

01.Okraj - numer

Zawody w Kowarach wpadły do mojego biegowego kalendarza jak przysłowiowa śliwka w kompot. W sierpniu nie planowałem startów, a tu z powodu częściowej zmiany planów urlopowych nadarzyła się niebywała okazja. Start w zawodach! Po pierwszej części sezonu w której z powodu kontuzji mało biegałem i zaliczyłem tylko dwa starty czuję biegowy niedosyt. Stąd pomysł na bieg w Karkonoszach.

Wiem, że jestem niedotrenowany, dlatego moje aspiracje są znacznie skromniejsze. Uważam, że to prawidłowe podejście – patrzeć na biegowe możliwości i całe swoje życie z poziomu na którym obecnie się znajdujemy. Oczywiście plany trzeba mieć i w miarę możliwości starać się je realizować. Bez tego w naszym życiu panuje bałagan i jest ono takie jakieś byle jakie, lub raczej miałkie – to właściwsze słowo. Jadąc na maraton z wbitym do głowy rekordem życiowym wynoszącym przykładowo 3:20:18, który zrobiliśmy dwa lata wcześniej, lecz od tego czasu w naszym życiu zmieniło się wiele (na gorsze niestety) – przytyliśmy, z braku czasu mało biegaliśmy i zestarzeliśmy się o dwa latka – dlatego nie powinniśmy myśleć o poprawieniu tego wyniku w najbliższych zawodach, tylko zweryfikować go do aktualnych możliwości i cieszyć się, jak zrobimy maraton w 3:45:29 na przykład. Inaczej stres zeżre nas jak korozja rurę i będziemy źli na siebie oraz na cały świat. Żal będzie zupełnie nie uzasadniony, głupi i wręcz absurdalny! Dlatego należy weryfikować swoje możliwości i tyle. Na poprawę wyników przyjdzie czas. Z takim założeniem ruszyłem do Kowar. Dystans 10,4km biegu z centrum miasteczka (480m) na Przełęcz Okraj (1040m) z przewyższeniem wynoszącym + 560m chciałem pokonać w czasie poniżej godziny. Zadowoliłaby mnie nawet sekunda mniej, bo zawsze lepiej wygląda 0:59:59 niż 1:00:00 – taki biegowy chwyt marketingowy. Mało ambitne założenia, ale za to możliwe do wykonania.

02.Okraj - plac

Plac w Kowarach.

Do miasteczka dotarłem ok. 8:00 – bieg ruszał o 9:30 Bardzo dobra godzina zważywszy na upał jaki miał panować również tego dnia. „Bieg Górski Kowary – Okraj” był tylko częścią miejscowych zawodów, bowiem po starcie biegaczy na trasę wjeżdżali kolarze górscy. A asfaltem na przełęcz wspinali się „szosowcy” Po prostu wszyscy mieliśmy mocno pod górkę!!! Tylko końcówka wyścigu ok. 300 metrów była z góry. Nigdy nie biegłem tak długiego odcinka pod górę. Ciekawiło mnie jak wypadnę. Co innego kilka serii 100 – 500 metrowych podbiegów, a co innego bieg ciągły na 10km dystansie.

Było ciepło i zanosiło się na kolejny dzień upału. Dowiedziałem się od Janusza Ferenca, którego miałem przyjemność spotkać ponownie, że prawie cała trasa biegnie lasem i postanowiłem nie zakładać na głowę mojej czapeczki, chroniącej łysinę przed agresywnym słońcem. Przeważnie mam z nią problem (z czapeczką), bo po kilku kilometrach ściągam ją z głowy i miętolę w rękach biegnąc do mety, ponieważ przeszkadza, a wyrzucić szkoda – przecież może przydać się następnym razem!

09.Okraj - Tomasz Roszkowski

Tomasz Roszkowski z Warszawy (II m-ce open / 00:49:19) pokazał jak walczy się do końca!

Biuro zawodów zlokalizowane było pod namiotami na skwerze położonym niedaleko głównej ulicy miasteczka. W pobliżu znajdowało się miejsce startu i dekoracji zawodników. Tutaj miała odbywać się dalsza część imprezy. Stąd rozstawione namioty, ławki, stoiska gastronomiczne, kibelki itd.

W biegu miało uczestniczyć około 100 osób. Lista startowa zamknięta została przy 98 osobach. Dlatego przypuszczałem, że przyjedzie nie więcej niż 80 chętnych do zmierzenia się z 10km podbiegiem oraz kilkudziesięciu kolarzy których ilości nie sprawdzałem. Ze znajomych spotkałem tylko wspomnianego Janusza z Ludwikowic Kłodzkich – zawodnika który starszy jest ode mnie o kilkanaście lat, ale prezentuje biegowy poziom o którym mogę pomarzyć. Po prostu jest znakomitym biegaczem i za jego plecami na mecie melduje się ogromna liczba biegaczy, a przed nim tylko nieliczni. Przeglądałem ubiegłoroczne wyniki dlatego zdawałem sobie sprawę z tego, że Janusza będę widział tylko na linii startu i ewentualnie jeszcze przez kilka chwil po nim, zanim zniknie mi z oczu. Ha! Ha! Trzeba śmiać się i trenować, a nie spinać jak guma w majtach, co niestety robi zbyt wielu biegowych kolegów. Potrenuję i może kiedyś zacznę deptać mu po piętach. Taka jest moja biegowa filozofia. Na liście startowej widziałem również Edka Baczewskiego (ostatecznie Edek nie przyjechał) i Zdzisława Tomaszewskiego. Obydwaj dobrzy i dla mnie nadal poza zasięgiem! Biegają od lat i mają swoją biegową filozofię, która sprawdza się znakomicie skoro robią świetne wyniki.

04.Okraj - mobilna kawiarnia

Sarma Coffee > https://www.facebook.com/sarmacoffeemobilnakawiarnia

Ruszyliśmy. Pierwsze trzy kilometry biegłem dosyć szybko, lecz nie starałem się utrzymać tempa czołówki biegaczy, która oddalała się coraz bardziej. Po prostu biegłem swoje – około 5:30min/km Ten odcinek był łatwy – asfalt, a droga wznosiła się łagodnie pod górę. Powalczyłem do trzeciego kilometra, może nieco dalej. Cieszyłem się że mogę biec. Może niezbyt szybko, ale nieustannie pod górę! Po 3km miał być punkt z wodą i ktoś stał z kilkulitrową butlą, ale nie zdążyłem się napić. Dalej wspinałem się do góry. Trasa biegu nie była zbyt skomplikowana. Po prostu nieustanna wspinaczka! Raz łagodniała, innym razem była bardziej stroma, ale nieustannie pod górę! Drugi punkt z wodą 3-4km dalej. Załapałem się na kilka łyków i biegłem dalej. Wiedziałem, że jestem zbyt wolny, żeby robić przerwę przy wodopoju. Od początku wyścigu miałem w zasięgu wzroku zawodnika KGB – Roberta Osojcę, biegającego na podobnym poziomie, tak przynajmniej zapamiętałem z poprzednich startów. Dlatego nie chciałem odpuścić. Przez kilka kilometrów biegłem za nim minimalnie zmniejszając stratę. W końcu na 7 kaemie udało mi się wyprzedzić zawodnika z Kamiennej Góry, lecz teraz On nie odpuszczał. I ja miałem go tuż za plecami! Co jakiś czas oglądałem się za siebie. Kiedy przyspieszałem, On najwyraźniej robił to samo, bo odległość między nami nie zwiększyła się zbyt wiele. Trasa biegu łagodniała, ale podłoże robiło coraz bardziej paskudne. Zawodnik biegnący przede mną przeskakiwał z jednej strony drogi na drugą szukając wygodniejszego podłoża, dlatego uznałem że to strata czasu oraz energii i biegłem prosto przed siebie nie przejmując się nierówną kamienną drogą. Ostatni kilometr. Dobiegłem do Amelkowej Chaty na przełęczy i usłyszałem: „dawaj Sławo, dawaj!!!” Przez chwilę zastanawiałem się, kto się tak na mnie wydziera??? Biegłem dalej! To koledzy Radek i Darek zachęcali mnie do walki, a na ostatnim zakręcie koleżanka Krysia! Wszystkiego mogłem się spodziewać – trzęsienia ziemi, huraganu, nawet opadów śniegu w środku upalnego lata, ale na pewno nie tego, że znajomi przyjadą ponad 50km – tylko po to, żeby sprawić mi przyjemność!!! Życie pełne jest niespodzianek. A ta była najprzyjemniejsza jaka spotkała mnie od kilkunastu lat! Zawodnik z KGB napierał, ale przy takim dopingu który wspierał mnie – nie miał żadnych szans. Ostatni kilometr przebiegłem tak szybko jakbym dopiero wystartował w biegu na 1000 metrów. Jedyny zbieg, kończący wyścig był już tylko formalnością. Wielkie dzięki za wsparcie! Do złamania dyszki zabrakło 3 sekund, ale było nieźle. Czas nie zachwyca, lecz wynik odzwierciedla moje obecne możliwości i nie mam zamiaru grymasić.

05.Okraj - kibole

Ekipa która dodała mi mocy na ostatnim kilometrze!

Miałem wracać biegiem do Kowar lecz lenistwo dało znać o sobie i zjechałem z przyjaciółmi do miasteczka. Po drodze mijaliśmy kolarzy zmierzających na przełęcz. Zawodnicy walczyli mocno z męczącym podjazdem – dystans nie był długi, ale bardzo wymagający i widać było ile wkładają wysiłku w swoją górską wspinaczkę.

Zawody ukończyłem zajmując 23 m-ce w kat. open i 3 m-ce w kategorii wiekowej. Trasę biegu alpejskiego o długości 10,4km i przewyższeniu +560m pokonałem w czasie 1:00:03 – tempo 5:46 min/km Czekając na ceremonię dekoracji zwycięzców, poznałem właściciela Mobilnej Kawiarni Sarma Coffee. Długo rozmawiałem z nim o kawie i biznesie jaki prowadzi. Na koniec rozmowy zaproponowałem odwiedzenie znakomitej wałbrzyskiej palarni i udałem się na dekorację. Nagrodzono najszybszych mężczyzn oraz kobiety. Najlepsze biegaczki i biegaczy z Kowar. Kategorie wiekowe pominięto, chociaż według regulaminu osoby zajmujące pierwsze miejsca w kategoriach miały być nagradzane. Tradycyjna loteria zaczęła się i bardzo szybko skończyła. Możliwe że później została wznowiona, ale nie czekałem do końca. Odniosłem wrażenie, że organizatorzy nie zupełnie ogarniają imprezę, ale nie było źle. Dlatego polecam zmierzenie się z 10km podbiegiem! Trasa nie jest trudna technicznie, ale ze względu na nieustanny podbieg ciężka – jak każdy bieg alpejski. Miasteczko niewielkie, ale z licznymi zabytkami i parkiem miniatur oraz sztolnią uranu udostępnioną do zwiedzania. Przy okazji biegu warto przyjechać tutaj na kilka dni, bo w pobliżu Karkonosze, Jelenia Góra i kilka ciekawych pałaców oraz zamków do zwiedzenia.

07.Okraj - najlepsze kobiety

Najlepsze kobiety II Biegu Górskiego Kowary – Okraj

Zwycięzcy:

1)Ciara Ireneusz / Rędziny – 00:48:55

2)Roszkowski Tomasz / Warszawa – 00:49:19

3)Sitek Tadeusz / Marciszów – 00:50:39

Najlepsze kobiety:

1)Rangl Jowita / Kowary – 01:04:11

2)Przepiórka Barbara / Łazieniec – 01:05:40

3)Kruszewska – Senk Agnieszka / Warszawa – 01:05:43

Pełne wyniki: http://live.ultimasport.pl/401/index.php?site=results&add=KAT_OPEN

Slavo 65

Ps. Tak mocno zagadałem się z kolegą Zdzisławem, którego wracając zabrałem do Wałbrzycha, że zapomniałem zrobić kilka zdjęć miasteczka. Biegowa filozofia kolegi przypomina mi strategię Emila Zatopka. Warto było posłuchać tego co mówił o bieganiu. W końcu był drugi w kategorii (5 open) i aż o 8 minut przede mną na mecie! To naprawdę mocny zawodnik.

Możesz również polubić…