Nocny Górski Maraton po raz drugi ;)
Artur Socha, ja i Marcin Dudziński w biurze zawodów. Przed nimi „Setka” Ja skromniutko – maratonik.
Do końca nie mogłem zdecydować się na udział w Nocnym Górskim Maratonie, biegu wchodzącego w skład „Sudeckiej Setki” – ultra maratonu górskiego rozgrywanego w Boguszowie Gorcach. Moje wątpliwości wynikały z tego, iż obawiałem się, czy może nie będzie to dla mnie za ciężkie wyzwanie, zaledwie na dwa tygodnie przed Maratonem Gór Stołowych, który jest wymagającym biegiem i na dłuższym, bo 50 km dystansie. Żal było nie wystartować, ponieważ lubię to nocne bieganie. Jest klimat, jest niezła zabawa. Poza tym niedaleko, na terenie w większości znanym mi z treningów lub pieszych wycieczek. Kilku znajomych pytało mnie, czy startuję w zawodach. Popularność biegów znacznie wzrosła w ostatnim czasie i wiele osób nie biegających wie również o różnych biegowych imprezach. Stąd te pytania. Zapisałem się kilka miesięcy temu, zapłaciłem, w planie zawody były od dawna. Poza tym czułem przypływ mocy po ostatnich długich treningach, mających na celu podniesienia wytrzymałości. Bo w planie jest jeszcze kilka długich biegów w tym sezonie. Ostatecznie postanowiłem wystartować, rezygnując z ciekawego półmaratonu górskiego u naszych południowych sąsiadów w niedalekim Zaclerzu > http://krkonosskypulmaraton.cz Świetny bieg i szkoda mi było odpuścić te zawody, ale coś w końcu trzeba było wybrać.
Po cichu liczyłem, że w tabeli wyników przed moim nazwiskiem będzie mniejsza cyfra.
Po pakiet startowy podjechałem tuż po otwarciu biura zawodów. Spotkałem tam Artura Sochę i Marcina Dudzińskiego układających swoje odżywki na tzw. „przepaki” Dla Artura miał być to pierwszy bieg na dystansie ultra, Marcin już pokonywał tak długi dystans, ale o ile pamiętam tylko jeden raz. I pewnie to kolejne podejście było dla niego również wielką niewiadomą. Byli pozytywnie nastawieni do swojego startu, a to daje moc i motywację, zwłaszcza w trudnych momentach, których z pewnością nikomu na ultra dystansie nie brakuje. Nawet tym najlepszym.
Po lewej Zbyszek Żuk i Rafał Knap, po prawej mój skromny Fan Klub – moja Żona i koleżanka Ania.
W pakiecie ładna koszulka techniczna z logo imprezy i komin również z logo Sudeckiej Setki. Skromnie, ale wystarczająco, bo na pewno każdy skorzysta z tego co dostał. Do Boguszowa Gorc ponownie przyjechałem około dwie godziny przed startem. Tym razem przybyłem z Żoną, Synem i Anią która gościła u nas. Na rynku spotkałem m.in. Igora Hoffmana, Grześka Soczomskiego z Wrocławia, Marka Swobodę, Zbyszka Żuka i wiele osób z Wałbrzyskiej Grupy Biegowej. Koszewski Michał, którego od kilku miesięcy nie miałem okazji spotkać, również pojawił się na rynku. Było chłodno i Michał mieszkający nieopodal przyniósł mi rękawiczki z których skorzystałem na samym początku biegu.
Pamiątkowe zdjęcie z Markiem Swobodą i Zbyszkiem Żukiem.
Punktualnie o 22:00 ruszyliśmy na trasę zawodów. Jak zwykle wspaniałe fajerwerki towarzyszyły uczestnikom podczas pierwszych minut biegu. Kibiców również nie brakowało, co zawsze cieszy mnie ogromnie. Trasa Nocnego Maratonu przebiegała tak samo, co Sudeckiej Setki. Na stadionie w Boguszowie, my maratończycy kończyliśmy swój bieg, a dla ultrasów był to jedynie kolejny punkt kontrolny i dożywiania, na który ponownie powrócą po bardzo wielu kilometrach, kończąc tutaj swoje zmagania. Pierwsze 2-3 km ogromnie mnie zaskoczyły, biegło mi się całkiem dobrze. Na Mniszek, z pierwszym poważnym podbiegiem wspinałem się wyprzedzając wielu zawodników. Ciężko biegło się pod górę, bo leśną drogę prowadzącą stromo do góry, przedzielała na dwie części niewygodna niecka, utworzona przez spływającą tędy wodę podczas deszczowych dni. Od czasu do czasu trzeba było przeskakiwać z jednej strony na drugą. Zbiegając z Mniszka można było przyspieszyć, tutaj droga była wygodniejsza.
Marek Swoboda w towarzystwie „Młodych Gniewnych” z Wałbrzycha.
Później szeroka aleja prowadząca do Gorc. Kilkaset metrów asfaltem i grupka kibiców na trasie. Znowu polna droga, trochę asfaltu, prowadzącego do Jabłowa i ponownie na polną drogę ciągnącą się w kierunku Trójgarbu. Zaskoczony byłem tym, że tak wspaniale mi się biegło. Peleton był już mocno rozciągnięty i tylko sporadycznie ktoś do mnie dobiegał lub ja kogoś dogoniłem. Od czasu do czasu w oddali widać było Chełmiec ze światłami oświetlającymi maszty na szczycie. Przed nami wszystkimi była jeszcze daleka droga. To był mój dobry dzień, a właściwie noc, bo jeszcze za szczytem Chełmca nie tęskniłem. Zagłębiałem się między drzewami Trójgarbu. Pogoda była idealna. Temperatura – kilka stopni powyżej zera i brak chmur, których się obawiałem. One mocno utrudniają bieg w ciemnościach. Bo światło latarek rozchodzi się w nich, jak światła samochodu we mgle. Kluczyliśmy po zboczach góry, bo tak była wytyczona trasa, trafiając na punkt dożywiania. Przez kilometr lub dwa, biegłem obok zawodnika z numerem 105. Był to Damian Soban z Boguszowa Gorc. Długo biegliśmy razem pod jakiś stromy podbieg. Nie odzywaliśmy się do siebie. Nie wiem jak jemu, ale mnie jego towarzystwo odpowiadało na tym bardzo trudnym odcinku.
Rzut okiem na sympatyczny profil Nocnego Górskiego Maratonu 2014.
Od punktu z wodą biegłem sam, on widocznie został tam na dłużej. Wcześniej zjadłem, a właściwie wyssałem z tubki niezawodne słodzone, zagęszczone mleko. Nie wiem z jak grubej blachy robią te tytki, ale trzeba się przyłożyć, żeby wycisnąć mleko do końca. Na punkcie napiłem się wody, prawie się na nim nie zatrzymując. Ruszyłem dalej, jeszcze nie odczuwając trudów biegu. Jeden z zawodników biegł bardzo mocno, puściłem go przodem jednocześnie oświetlając trasę przed nami. Nie wiem ile to trwało, kilometr, dwa, czy trzy. Biegliśmy lekko pod górę, a później łagodnie w dół. Zaczął coraz mocniej zwalniać, czym mnie zaskoczył, bo to była łatwiejsza część wyścigu. Wyprzedziłem go i dalej biegłem już sam. Gdzieś na skraju lasu był punkt kontrolny. Przebiegłem przez niego, czekając na znajome „piknięcie” i rozpoczęły się łąki. Pięknie było. Stworzenia prowadzące nocny tryb życia, buszowały gdzieś tam między wysokimi trawami. Dla takich chwil warto było tutaj przyjechać i stanąć do walki na trasie Nocnego Maratonu. Kto to przebył, ten wie o czym mówię, a kto nie – powinien spróbować! Łąki, łąki i jeszcze raz łąki, a w oddali ponownie sylwetka majestatycznego Chełmca wyłaniająca się z ciemności. Wiedziałem że znajduję się na zboczu, poniżej którego położone było zrujnowane Schronisko Pasterka, gdzie dawniej przebiegała trasa zawodów. Tempo było niezłe. Dobiegłem do asfaltu. Lubominek – grupka kibiców i obsługa zabezpieczająca zawody. Ktoś zawołał mnie po imieniu zagrzewając do dalszej walki. Biegłem sam, a za mną migotały latarki kolejnych zawodników. Z polnej drogi wbiegłem na asfalt, na którym wyprzedził mnie jakiś zawodnik. Na jego koszulce widniał wielki napis Tomasz Przygodzki. Biegł szybko i swobodnie jakby dopiero co zaczął. Nie podjąłem walki, czułem że jest dla mnie za mocny. Dobiegliśmy do punktu z wodą mieszczącego się u podnóża Chełmca. On stanął na chwilę. Ja chwyciłem kubek, łyk wody i przed siebie. Liczyłem na to, że jeszcze pogości na punkcie, a ja odskoczę mu na kilkaset metrów i uda mi się utrzymać przewagę. Do mety było jednak jeszcze około 12 kaemów i raczej było to nie możliwe, ale spróbowałem.
Start „Sudeckiej Setki 2014”
Po kilku minutach dopadł mnie ponownie, mówiąc: „Znowu jestem!” Będę szczery – wcale mnie to nie ucieszyło. Ha! Ha! Fajnie, że zagadał. Dzięki temu przez chwilę zapomniałem o coraz bardziej dającym mi się we znaki kilometrażu. Długo nie nacieszyłem się jego widokiem, bo zniknął w ciemnościach. Było łagodnie pod górę, wciąż nie najgorzej mi się biegło. Moje tempo stopniowo malało, ale jeszcze starałem się powalczyć, bo wiedziałem, że wkrótce mozolna, pięciokilometrowa wspinaczka na szczyt. I zaczęło się. Po kilkuset metrach ktoś mnie wyprzedził. Dalej przez kilka kilometrów brnąłem samotnie na szczyt. To dobre określenie. Trochę marszu, trochę biegu, aby do przodu. Robiło się coraz zimniej, co oznaczało zbliżanie się do wierzchołka. Wyssałem połowę mleka z drugiej tubki, bo czułem, że „odjeżdżam” Popiłem resztką wody i mozolnie wspinałem się pod górę. Żadnych migających świateł przede mną, za mną również ponure ciemności. Tuż przed szczytem ktoś mnie doganiał, ale przed punktem dożywiania nikt mnie nie wyprzedził. Na szczycie herbatka z rąk kolegi Roberta, którego nie widziałem od wielu miesięcy. On był zaskoczony, że mnie widzi, ja również nie spodziewałem się spotkać go tutaj, ale nie było czasu na pogaduchy, bo chciałem biec dalej, a on nalewał komuś kolejny kubek napoju. Ruszyłem w dół stromym kamiennym zbiegiem. Potknąłem się na czymś, ale wiedziałem, że to skutek zmęczenia, a nie trudnego terenu. Wyprzedziłem dwóch zawodników, którzy z trudem zbiegali na dół. Na ostatnich łatwiejszych kilometrach niestety musiałem zwolnić. Organizm odmawiał posłuszeństwa. Łapała mnie kolka. Wolałem zwolnić, niż ryzykować przerwaniem biegu na kilka minut, biegnąc na siłę, tak jak planowałem rozpoczynając ten ostatni fragment maratonu. Na wąskiej ścieżce wyprzedziło mnie dwóch zawodników.
Zziębnięty w środku nocy na mecie zawodów (04:13:05) 10 m-ce open i 3 m-ce kat. M40
Ostatnie dwa kilometry dłużyły się niemiłosiernie. Mój Garmin wskazywał 42 km, a stadionu jeszcze nie było widać. Od dłuższego czasu światła latarni migały między drzewami, lecz ciągle trzeba było biec przed siebie. Nareszcie! Brama. Ostatnie mety. Na tablicy 4:12:00, ale jeszcze kilkadziesiąt metrów i koniec! Na mecie czekał na mnie mój Syn. Była obsługa, kilku zawodników i parę osób. Skorzystałem z masażu, chociaż nigdy tego nie robię. Łudziłem się, że dzięki temu będę mógł następnego dnia wystartować w Zaclerzu. Ale nic z tego nie wyszło. Do mety Nocnego Górskiego Maratonu dotarłem na 10 pozycji open, zajmując 3 m-ce w kat. M40, z czasem: 04:13:05 Na liście wyników widziałem 130 biegaczek i biegaczy z całego kraju z którymi miałem przyjemność powalczyć na trasie zawodów. Było nieźle, a tak nie chciałem startować 😉
Zwycięzcami „Sudeckiej Setki” zostali:
1) Jochymek Michał (Warszawa) – 08:56:11
2) Swoboda Marek (Wałbrzych) – 09:02:41
3) Cieślik Paweł (Katowice) – 09:41:26
„Sudecka Setka” – najlepsze kobiety:
1) Majer Ewa (Dobczyce) – 09:58:55
2) Olechnowicz Marta (Szczecin) – 10:12:56
3) Bogdał Żaneta (Wrocław) – 10:48:21
Bieg 72km (mężczyźni):
1) Osojca Cezary (Kraków) – 07:07:09
2) Pawłowski Łukasz (Częstochowa) – 07:09:27
3) Spychalski Krzysztof (Legnica) – 07:40:08
Bieg 72km (kobiety):
1) Eling Lidia (Rawicz) – 10:52:20
2) Brudło Beata (Grodzisk Wielkopolski) – 11:08:54
3) Chomiuk Daria (Koszalin) – 11:31:05
Nocny Górski Maraton (mężczyźni):
1) Wąsowicz Jan (Kraków) – 03:16:00
2) Kubiak Robert (Jedlina Zdrój) – 03:30:58
3) Dobrowolski Alan (Boguszów) – 03:38:46
Nocny Górski Maraton (kobiety):
1) Hofman Ewa (Jelenia Góra) – 04:20:25
2) Korczyńska – Zdąbłarz Marta (Chrzanów) – 04:54:54
3) Grześkowiak Anna (Wałbrzych) – 05:05:19
Strona organizatora zawodów: http://www.osir-boguszow.eu
Link do wyników: http://www.online.datasport.pl/results1195/
(Zdjęcia wykorzystane we wpisie wykonał Bartosz Szarafin)
Slavo 65