Maraton Beskidy na koniec sezonu!
Od lewej: Zbyszek, ja, Grzesiek, Kamil i Magda – kilka minut przed startem maratonu.
Długo oczekiwany dzień wyjazdu na „Maraton Beskidy” w końcu nadszedł. Do Wałbrzycha przyjechali po mnie oraz Magdę – Grzesiek i Zbyszek ze Strzegomia. Nie było z nimi Mariusza, który z powodu kontuzji musiał zrezygnować ze startu. Szkoda chłopaka, bo nieźle rozkręcał się na biegowych ścieżkach. Ruszyliśmy w drogę. Pogoda była niezła, dlatego podróż mijała szybko i bez problemu. Nie licząc kilku wolniejszych odcinków (remonty), gdzie traciliśmy czas, zaoszczędzony na autostradzie, na którą wjechaliśmy w okolicach Wrocławia i podążaliśmy w kierunku Katowic. Dotarliśmy do Szczyrku, gdzie wcześniej kolega Krzysiek zarezerwował pokoje. Bywał tu kilka razy i polecał nocleg w ośrodku „Apartamenty GRONIK” > http://gronik.pl Postanowiliśmy skorzystać. Budynek pensjonatu mieści się na końcu Szczyrku w ustronnym miejscu, ale nieopodal głównej drogi prowadzącej w górę na przełęcz.
Ladislav Maras (Słowacja), Marcin Świerc i Boroja Drago (Serbia)
Po kilku minutach rozmowy z właścicielką, podczas załatwiania formalności – odniosłem wrażenie, że na nas tutaj oczekiwano. Było miło, a przytulny wystrój ośrodka dodawał pozytywnej energii. Podjechaliśmy do Radziechów, zobaczyć czy jest jakaś impreza. Spotkaliśmy tam Edka Dudka – komandora biegu i uczestników „Crossu Podwieczorkowego” organizowanego w ramach mitingu biegowego. Załapaliśmy się na posiłek. Bigos pachniał z daleka. Ja nie skorzystałem, bo obawiałem się takiego posiłku kilkanaście godzin przed biegiem. Wracając do Szczyrku zrobiliśmy małe zakupy. Wkrótce do „Gronika” przyjechał Krzysiek z Oleśnicy w towarzystwie Malwiny i Pawła z Wrocławia oraz Jarka z Oławy. Bardzo późnym wieczorem dotarli do nas: Kamil i Przemek z Wałbrzycha. Byliśmy w komplecie. Przestronny pokój dzieliłem z Pawłem, który przyjechał ze znajomymi. Długo nie mogłem zasnąć. Zawsze mam z tym problem w nowych miejscach. W sobotę wstaliśmy o siódmej rano. Pyszne śniadanie czekało na nas w jadalni.
Dużo asfaltu na trasie maratonu. Dlatego bieg był szybszy, co nie znaczy, że łatwiejszy.
O ósmej ruszyliśmy do miejscowości Radziechowy, skąd miał być start maratonu. W biurze zawodów, mieszczącym się w budynku obok miejscowego boiska załatwiliśmy formalności. Było dużo ludzi. Więcej niż w ubiegłym roku. Wypatrywaliśmy znajomych. Spotkaliśmy Marcina Świerca – który nie startował, ale przyjechał z kimś w Beskidy. Kazika Kordzyńskiego i Krzyśka Szweda z Lublińca. Mocnych chłopaków z LKS Iskra Jaszkowa. Spotkałem Ladislava Marasa ze Słowacji, którego miałem przyjemność poznać rok wcześniej w Radziechowach. Wypatrywałem Artura Kuleszę z Dębowca i Arka Dybca z Kamiennej Góry. Miałem nadzieję spotkać ich i chociaż chwilę porozmawiać. Niestety nic z tego nie wyszło – nasze drogi rozminęły się w dniu zawodów. Magda rozgrzewała się w pobliżu miejsca startu, a ja z Grześkiem i Zbyszkiem podjechaliśmy w pobliże mety, mieszczącej się w górnej części wioski – dwa kilometry od startu. Zostawiliśmy pojazd na parkingu przed kościołem i truchtem wróciliśmy na miejscowe boisko. Godzinę przed maratonem ruszyli na trasę uczestnicy „Rajdu Nordic Walking” Oni również mieli do przebycia 42 km W sobotę rano pogoda była niezła jak na listopadowy dzień. Ponad 10 stopni na plusie. Słońca nie było, a ciężkie chmury widniały na niebie. Na razie nie padało, ale wszystko wskazywało na to, że dzisiaj nie obejdzie się bez deszczu. Uroczyste otwarcie zawodów i punktualnie o dziesiątej ruszyliśmy na trasę maratonu. Około 300 zawodniczek i zawodników biegło trasą maratonu przez piękne okolice na dominujący szczyt w tych stronach – Skrzyczne (1257m) Większa część maratonu prowadziła asfaltem przez okoliczne wioski. Było jednak ciekawie. Dużo podbiegów oraz zbiegów. Towarzyszył nam rozległy widok okolic, ale Skrzycznego nie było widać. Wierzchołek góry ukryty był za gęstymi chmurami. Według mojego „Garmiego” suma przewyższeń wynosiła: +1240m / – 1175m Uzbierało się tego sporo, dzięki licznym pagórkom i szczytowi położonemu w połowie trasy na który musieliśmy się dostać.
Fragment podejścia na Skrzyczne (1257m) – najwyższego punktu na trasie maratonu.
Pierwsze 15km biegu planowałem pokonywać w średnim tempie 5:20min/km – było szybciej – co najmniej o pół minuty na kilometrze. Na dziesiątym kilometrze wyprzedziłem Przemka. Długo nie mogłem się go doczekać. Zaskoczony byłem, że tak szybko ruszył na starcie, bo z jego wcześniejszej wypowiedzi wynikało, że ostatnio nie biegał zbyt wiele. Zamieniliśmy kilka słów i wyprzedziłem go. Kilkadziesiąt metrów przede mną widziałem Kamila, którego dogoniłem dwa kilometry dalej. Biegliśmy razem, aż na Skrzyczne. On dyktował tempo. Może dlatego nie obijałem się tak mocno na podbiegu, jak mam to w zwyczaju. Planowałem kilka kilometrów podbiegu robić w tempie 7:30min/km, ale dzięki Kamilowi wyszło znacznie szybciej. Ostatnie kilkaset metrów bardzo stromego i kamienistego podejścia na szczyt szliśmy. Nie było sensu podbiegać. Zanurzyliśmy się razem z innymi zawodnikami maratonu w chmurach szczelnie skrywającymi wierzchołek góry. Tuż przed lasem zakrywającym wejście na wierzchołek, dogoniliśmy ostatnich uczestników Rajdu Nordic Walking. Przedostaliśmy się kamienną ścieżką na szczyt. Pamiętałem, że na nim jest schronisko, obok którego mieliśmy skręcić w lewo. Tuż obok niego czekała na nas pani z obsługi, która sprawnie kierowała ruchem. Widoczność sięgała zaledwie kilku metrów. Z naszej strony była tam tylko jedna ścieżka przez łąkę prowadząca w kierunku schroniska. Dzisiaj przy nim, ukrytym w gęstych chmurach, bez jej pomocy można było pomylić kierunek biegu. Zacząłem zwalniać, nalegając żeby Kamil biegł dalej sam i nie marnował czasu ze mną. Wiedziałem, że znakomicie potrafi zbiegać, a przed nami był wielokilometrowy zbieg z masywu Skrzycznego. Przede mną były problemy żołądkowe do rozwiązania. Nastąpiło to, czego obawiałem się najbardziej. Nie pomogła moja dietetyczna ostrożność przez ostatnie dwa dni. Nie wiem, czemu ubzdurałem sobie, że będę miał z tym problem, bo na szczęście tylko raz miałem tego typu dolegliwości podczas zawodów. Może było to przeczucie? Tymczasem Kamil zniknął w chmurach, a ja udałem się w zarośla.
Schronisko PTTK „Skrzyczne” słabo widoczne z odległości zaledwie kilku metrów.
Siedem minut straty naliczył mój Garmin! Tyle czasu potrzebowałem na przymusową przerwę w gęstych zaroślach. Wydostałem się z nich wkrótce i ruszyłem do mety wiedząc, że nie dogonię wielu zawodników, którzy mnie wyprzedzili. Piszę o mojej przypadłości, bo w relacjach telewizyjnych przedstawiają nam sportowców jako nadludzi o nieziemskich właściwościach, a nie ludzi ciężko harujących na swój sukces! Najbardziej jednak roztkliwiają się nad tymi, którzy swoimi kosmicznymi wynikami powinni budzić podejrzenia, ale to inna bajka. Wracając na trasę nie poczułem się jak pechowiec, bo taka przypadłość zdarza się wielu zawodnikom. Znowu biegłem! Po kilkuset metrach wędrówki w chmurach minąłem klęczącego człowieka, który całkowicie opadł z sił. Na szczęście nic mu nie było i twierdził że się pozbiera. Dalej spotkałem zmagającego się ze skurczami następnego zawodnika. Przemek również miał problemy zdrowotne podczas zawodów i na pewno wielu ludzi miało słabe momenty w trakcie rywalizacji! Zaczął się stromy zbieg. 100 może 200 metrów bardzo stromo i kamieniście w dół. Wyprzedziłem tam trzech zawodników. Było widać, że nie mają doświadczenia w takim terenie, ale nie spisywałem ich na straty.
Wielokilometrowy zbieg ze Skrzycznego na którym można było przeliczyć się z siłami!
Bo na łatwiejszym odcinku mogli mnie przecież dogonić. Jednemu później się to udało. Dotarłem do wygodnego trawersu, którym biegła trasa maratonu. Przyspieszyłem, ale byłem ostrożny. Zbiegałem poniżej swoich możliwości 4:25-4:35 – takie tempo starałem się utrzymać. Obawiałem się, że kilka kilometrów szaleńczego biegu mógłbym, tak jak w ubiegłym roku, przypłacić kontuzją. Dlatego nie biegłem szybciej. Z drogi roztaczał się rozległy widok na najbliższe wzniesienia, lecz chmury nie odpuszczały. Ostatnie kilkaset metrów zbiegu – to znowu asfalt na którym nogi dostają nieźle popalić. Jeszcze wytrzymywałem. Do 37 km średnia była całkiem przyzwoita – nieco poniżej 6min/km Wbiegałem do wsi Radziechowy, skąd rozpoczął się nasz bieg.
Od lewej: Grzesiek – jemu nie udało się mnie dogonić oraz Jarek i Krzysiek którzy dopadli mnie na 37 kaemie!
Przede mną jeszcze Golgota Beskidów – wspaniały pomnik chrześcijańskiej kultury rozłożony na zboczu wzniesienia. Stacje drogi krzyżowej mijałem marszem, tak jak inni uczestnicy biegu. Ostatni punkt z wodą i końcowe metry do krzyża wieńczącego wzniesienie. Przepiękny widok na okolice z odległym Jeziorem Żywieckim i pierwszymi kroplami deszczu spadającymi na głowę. Zaczął się mozolny bieg w dół, wąską ścieżką prowadzącą przez łąki i okoliczne zarośla. Na zbiegu wyprzedziło mnie kilku zawodników – za bardzo odpuściłem, a raczej zrobił to mój organizm. Jednym z nich był znajomy Jacek Dudzik z LKS ISKRA Jaszkowa, z którym udało mi się nieznacznie wygrać we wrześniu podczas „Maratonu Zielone Sudety,” ale kiedy to było! Dzisiaj on był górą! Wkrótce dotarłem między zabudowania wioski. Biegnąc ostatkiem sił, słyszałem kilka razy: „ Jeszcze 200 metrów i meta! Jeszcze 200 metrów i meta” i w końcu do niej dotarłem! Trasę „Maratonu Beskidy” pokonałem w czasie: 4:10:32 (5:58min/km) w kategorii OPEN zająłem 85 miejsce na 270 sklasyfikowanych uczestników i 21 miejsce w kat. M40 na 66 zawodników.
W Beskidach łatwo nie było, kto nie zdążył uciec przed deszczem musiał zmierzyć się z błotem!
Wyniki naszej dolnośląskiej ekipy – kategoria OPEN:
52) Kamil Pernej – 3:58:14 (KB Faurecia Wałbrzych) – I miejsce – kat.M18 -Dwubój Biegowy 67) Jarek Łuczkiewicz – 4:05:06 (Oława – TS REGLE – Szklarska Poręba) – II miejsce kat. M40 – Dwubój Biegowy 68) Krzysiek Wajerowski – 4:05:07 (KB Lupus Oleśnica) – III miejsce kat. M30 – Dwubój Biegowy 85) Sławek Szarafin – 4:10:32 (Wałbrzych – BiegiGórskie.eu) – III miejsce kat. M40 – Dwubój Biegowy 88) Grzesiek Sulima – 4:11:16 (Festiwal Biegowy Krynica – Strzegom) 124) Przemek Mikołajczak – 4:21:53 (KB Faurecia Wałbrzych) 155) Zbyszek Twaróg – 4:33:26 (Strzegomska 12 – Strzegom) 169) Malwina Jachowicz – 4:41:24 (MOTIO Fizjoterapia – Wrocław) – I miejsce kat. K30 Dwubój Biegowy 172) Paweł Stolka – 4:43:00 (Wrocław) 206) Magda Toczyłowska – 4:59:27 (Grupa Biegowa Wałbrzych – Biegaj Zapobiegaj) – III miejsce kat. K40 – Maraton Beskidy i I. miejsce kat. K40 Dwubój Biegowy …
Nasza grupa „RUN HARD” i gościnnie Kamil oraz Paweł (od lewej: Kamil, Przemek, Magda, Jarek, ja, Grzesiek, Malwina, Zbyszek, Paweł i Krzysiek)
Można powiedzieć, że było miło, bo każdy był zadowolony z wyniku. Niestety nie wszystko do końca okazało się w porządku. Z żalem muszę to stwierdzić. Moje trzecie miejsce i drugie Jarka w kat. M40 w klasyfikacji „Dwuboju Biegowego” zawdzięczam dociekliwości Jarka, który dokładnie sprawdził wyniki dwuboju. Błąd był i to poważny, bo chodziło o wiele minut, a nie o ułamki sekund. Obliczając wyniki Organizator brał pod uwagę zajęte miejsca w kategorii wiekowej w obydwu imprezach. Sumował je i im mniejszy wynik tym wyższa pozycja. Przykład: 4 miejsce Jarka w Opawie i 17 w Maratonie Beskidy daje wynik 21 pkt. Jurek Uliasz (zwycięzca kategorii) miał ich 6, a ja 26 punktów. Nagrodzeni za drugie i trzecie miejsce w naszej kategorii uzyskali 54 i 64 punkty. Szkoda, że niektórzy organizatorzy nie potrafią zrozumieć; że nawet tandetny, blaszany puchar wyprodukowany seryjnie w Chinach, który często jest jedyną nagrodą za zwycięstwo, na podrzędnych podwórkowych zawodach. Dla wielu ludzi ma takie samo znaczenie jak medal olimpijski zdobyty przez profesjonalnego sportowca na Olimpiadzie! Ponieważ w zdobycie tego pucharu włożyli ogrom wysiłku. Przebiegli setki kilometrów, zużyli wiele par butów kupionych za ciężko zarobione pieniądze i wylali hektolitry potu na swoich amatorskich treningach. Dlatego uważam, że każdemu z nas szacunek się należy! Bez względu na to jak szybko dotrzemy do mety!
Kamil z pucharem, mieszanymi uczuciami i uśmiechem który mu zawsze towarzyszy.
Dla mnie „Maraton Beskidy” to poważne zawody o ogólnokrajowym zasięgu i tym bardziej profesjonalnie powinno podchodzić się na takiej imprezie do kwestii formalnych, a w szczególności do poprawności wyników. Bo po co robić zawody, skoro wyniki są nieważne? Jeszcze na miejscu w Radziechowach – nasz kolega Kamil sam musiał dopominać się u uznanie pierwszego miejsca w kat. M18 – w klasyfikacji Dwuboju Biegowego! Po prostu został spławiony. Ostatecznie dostał puchar za I miejsce w Dwuboju Nordic Walking. Nie powiem, żeby był tym zachwycony. Biegam zaledwie od trzech lat, ale spotykam się z coraz większą liczbą kontrowersyjnych spraw, które nie powinny mieć miejsca. Na razie dla mnie – jedynymi pozytywnymi aspektami biegania są: lepsza kondycja i to, że dzięki bieganiu poznałem wielu ciekawych ludzi. Do nich należą także Edek Dudek i Jarek Łuczkiewicz, a ich spór boli mnie podwójnie, bo również bezpośrednio mnie dotyczy.
Slavo 65
Oficjalna strona zawodów: http://www.maratonbeskidy.pl
Strona ośrodka do którego mam nadzieję jeszcze powrócić : http://gronik.pl
Dziękuję Ladislavowi Marasovi za udostępnienie zdjęć ze swoich zbiorów, właścicielom ośrodka „Apartamenty Gronik” ze Szczyrku za gościnę oraz wszystkim osobom z którymi miałem przyjemność rywalizować i spędzić czas przebywając razem w Beskidach.