Maj – podsumowanie miesiąca
Właściwie to powinienem zacząć tradycyjne podsumowanie tego, co robiłem w ubiegłym miesiącu. Kilometraż, akcenty, zawody itd. Robię to jednak z niewielkim opóźnieniem i celowo zacząłem od maratonu, bo nad udziałem w tym biegu zastanawiałem się prawie pół roku i nadal nie wiem, czy dobrze zrobiłem. To się okaże dopiero na dziedzińcu Zamku Chojnik, do którego mam zamiar dotrzeć w czasie poniżej 6 godzin. Optymistyczny wariant to 5 godzin i 30 minut, co może być trudne do zrobienia, ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Na maraton w Karkonoszach zdecydowałem się ze względu na wspaniałą trasę, a jeśli wszystko dobrze się ułoży – zdążę dojść do siebie przed kolejnym biegiem. Miesiąc później startuję w długo oczekiwanym Maratonie Gór Stołowych, który w tamtym roku był dla mnie pechowy. Bieg skończyłem, walcząc od połowy trasy o przetrwanie. Kontuzja łydki od około 20km, była tak bolesna, że zastanawiałem się nad przerwaniem biegu. Mimo wszystko zacisnąłem zęby i ze łzami w oczach dobrnąłem do mety, bo nie ma co się poddawać jeśli można brnąć nadal do przodu. Uzyskany czas 5 godzin 33 minuty, był niezły zważywszy na okoliczności. Dodatkowo z własnej winy nabawiłem się solidnej niedyspozycji żołądkowej i dwa razy zaszywałem się w krzakach tracąc cenne minuty. Nie ma lekko, za błędy trzeba słono zapłacić. Może wybiegane kilka tysięcy kilometrów od tamtego czasu, kilka startów i trochę zdobytego doświadczenia uchroni mnie przed błędami w tym roku? „Chojnik Maraton” z pewnością będzie solidnym testem tego, co zrobiłem w ostatnich miesiącach.
W Sobótce spotkałem chłopaków organizujących ten bieg i rozmawiałem z nimi o trudnościach jakie musieli przezwyciężyć aby zawody doszły do skutku. Interesowało mnie m.in. drastyczne podniesienie ceny wpisowego. O tym co usłyszałem, powiem tylko jedno: po solidną sumę pieniędzy od organizatora, wyciągnęli ręce ci, którzy powinni mieć zrozumienie dla takiej inicjatywy, a nawet ją wspierać. Tak przynajmniej wynikałoby ze społecznego charakteru tej instytucji. Nie będę mówił o kogo chodzi, bo nie zostałem do tego upoważniony, ale byłem bardzo rozczarowany tym co usłyszałem. Tak pamiętam – oto Polska właśnie: „Jeśli chcesz coś zrobić, większość ludzi będzie Ci w tym przeszkadzała. A jeżeli mimo wszystko Ci się to uda – to okaże się, że to nie Ty zrobiłeś tą imprezę. I ciesz się, jeśli w ogóle wspomną o Tobie w telewizji.” Wspominam o tym, aby tacy ludzie jak organizatorzy tego maratonu, a także Edek Dudek organizujący m.in. Maraton Beskidy, Piotrek Hercog i Maciek Sokołowski organizujący „MGS” oraz Dolnośląski Festiwal Biegów Górskich lub Dominik Ząbczyński dzięki któremu istnieje Liga Biegów Górskich, Grzesiek Sulima organizujący zawody w Strzegomiu i wielu, wielu innych, żeby wiedzieli o tym, że są ludzie, doceniający ich zaangażowanie w to co robią. Bo jak znam życie, więcej wysłuchują pretensji od uczestników zawodów, niż pochwał.
Właściwie miało być posumowanie tego niezłego miesiąca, w którym z grubsza mówiąc zrealizowałem plany po swojemu: „Jestem konsekwentny w swojej niekonsekwencji” – tak mógłbym oględnie ująć realizację celów treningowych, a moje podejście do wszystkiego co robię – nie tylko treningów, pewnie do końca życia się nie zmieni. Gdybym komuś dał do porównania mój plan i jego realizację, to z pewnością powiedziałby mi: „chłopie, po co ty robisz jakiekolwiek plany, skoro ich nie realizujesz?” Dlatego na blogu umieszczam tylko informacje o tym co zrobiłem 😉 Wybiegałem 305km Trening był urozmaicony, nie brakowało akcentów. Zawitałem w końcu na skromną wałbrzyską bieżnię robiąc tam treningi interwałów i rytmów. Do tego doszły ciężkie krosy, które mocno zacząłem odczuwać pod koniec maja. W połowie miesiąca zrealizowałem długi, męczący trening na trasie „Chojnik Maratonu” po którym zdecydowałem się na udział w zawodach. Cztery starty w maju, również mogę uznać za udane. Kilka dni planowanej przerwy na przełomie maja i czerwca spowodowane było turystycznym wyjazdem do słonecznej Italii, która przywitała nas deszczem. Miałem okazję zajrzeć do Rzymu, który zaskoczył mnie pozytywnie.
Dwa dni w jednym z najważniejszych miejsc w dziejach ludzkości to niewiele, ale warto było. Do tego doszło kilka godzin w Watykanie i dzień w pięknej Wenecji. Dlatego wrzucam kilka zdjęć z mojej wyprawy, zamiast tradycyjnych leśnych ścieżek.
Slavo 65