Nic nie jest doskonałe :(
Dopiero dzisiaj mogłem zabrać się za napisanie krótkiej relacji z sobotnich występów w Sobótce oraz Jedlinie Zdrój i robię to z przyjemnością, bo oprócz niezłych startów, poznałem kilka ciekawych osób, mogłem porozmawiać z jednym z najlepszych polskich ultrasów, zrobić pamiątkowe zdjęcie z mistrzynią biegów górskich i uczestniczyć w dwóch różniących się od siebie zasięgiem organizacyjnym biegach rozgrywanych na bardzo ciekawych trasach.
Piękny widok ze zdobytego szczytu i ani kropli deszczu
Pierwszym startem w minioną sobotę był „Bieg Górski na Ślężę” organizowany w Sobótce. Miałem przyjemność startować w ubiegłym roku w tym zaledwie 5 km biegu, niestrudzenie prowadzącym z Sobótki na szczyt najwyższej góry w tych stronach – Ślęży. Na miejsce dotarłem sam, bo nie znalazłem nikogo chętnego do wspólnego wyjazdu. Byłem znacznie wcześniej, spodziewając się tłumów i chciałem załatwić formalności w spokoju oraz naładować się pozytywnymi myślami przed startem. W godzinach porannych pogoda była nie pewna, ale wszystko wskazywało na to, że będzie się poprawiać. Na wszelki wypadek dałem do depozytu, mały plecak z dodatkową odzieżą do wwiezienia na szczyt, bo obawiałem się, że na górze będzie wietrznie i zimniej niż w Sobótce.
Adam, Iza, ja i Marek po biegu
Uczestników biegu ciągle przybywało, a ja kręcąc się po ośrodku sportowym w którym mieściło się biuro zawodów i szatnie mogłem porozmawiać z kilkoma osobami. M.in. z Mirkiem Wirą z Wrocławia od którego, kilka miesięcy temu drogą mailową otrzymałem informacje na temat „Karkonosovej Stovki” do której się wówczas przymierzałem. Długo rozmawiałem z organizatorami „Chojnik Maratonu” którzy rozdawali ulotki reklamujące bieg. Wypytywałem ich o organizację biegu i problemy na jakie natrafili w związku z tym. Dowiedziałem się, że limit czasowy na pokonanie biegu będzie podniesiony o godzinę, z czym bardzo się zgadzam, bo trasa jest trudna, a pokonanie 46km nawet na krawędzi limitu 8 godzin, będzie mocnym wyzwaniem i na pewno nikt tego nie dokona marszem bez przebiegania łatwiejszych odcinków. Dowiedziałem się również, w jakich imprezach startowali oraz jakie mają sportowe plany. Dlatego wierzę w to, że „Chojnik Maraton” będzie udanym debiutem na „biegowym rynku” Tuż przed startem miałem okazję rozmawiać z Kazikiem z Milikowic oraz poznać osobiście Adama Cajzera z Wałbrzycha, który po wielomiesięcznej przerwie spowodowanej kontuzją powoli wraca do biegowej rywalizacji.
Na Ślęży – długa kolejka do weryfikacji i po zasłużony pamiątkowy medal
Moja taktyka biegowa była prosta: jak najszybciej dostać się na górę! Ruszyliśmy. Około 500 śmiałków łączył jeden wspólny cel – również chcieli jak najszybciej dotrzeć na górę! Trzymałem się z przodu wyścigu. Czołówkę biegaczy odpuściłem, bo wiedziałem że są poza moim zasięgiem. Chciałem dotrzeć na metę pokonując dystans w ciągu 35 minut i zmieścić się w pierwszej setce uczestników. Biegnąc czułem przemęczenie ostatnimi ciężkimi treningami, ale pogoda była sprzyjająca więc starałem się jak mogłem. Psychiczna blokada jednak nadal istnieje. Wiem, że za bardzo przejmuję się tym, iż jestem mocno nadgryziony zębem czasu i trochę instynktownie się oszczędzam. Na pewno nie biegłem na „maksa” i nie zmieściłem się w planowanym czasie, który był w moim zasięgu. Bieg ukończyłem w czasie 0:36:51 w tempie 7:22 min/km, poprawiając ubiegłoroczny wynik o ponad 2 minuty. Szkoda tylko, że organizator wstydzi się lub obawia i nie mówi, że dystans jest dłuższy o kilkaset metrów. Nie ma czego się bać. Nikt nie zrezygnuje z biegu, tylko dlatego, że będzie o 200-300 metrów więcej! Taka odległość na kilkukilometrowym biegu, powinna być ujęta, a jeśli ktoś nie wie dla czego, to powinien spróbować przebiec ten dystans, stromą kamienistą ścieżką pod górę, to się dowie. Dobiegłem do mety na 83 miejscu, zajmując 11 pozycję w kat. M40 w której startowało 73 rywali. Bieg ukończyło 457 uczestników. Wspomnę jeszcze o tym, że nie mogłem znaleźć swojego depozytu na szczycie, bo go tam nie było, ale niestety więcej osób miało ten sam problem. W ubiegłym roku była bardzo piękna pogoda i było ciepło, więc nic organizatorom nie dawałem do wwiezienia. Teraz było zimno i pewnie większa ilość depozytu spowodowała to, że organizator się pogubił. Na szczęście mój bagaż znalazł się na dole. Na Ślęży miałem przyjemność zrobić pamiątkowe zdjęcie z Izą Zatorską, dlatego brak depozytu nie był tak bolesny. Nie padało, ale robiło się coraz zimniej i razem z Adamem biegiem udaliśmy się do Sobótki. Podsumowując, cieszę się, że mogłem po raz drugi uczestniczyć w zawodach. W głowie zostaną wspomnienia, a w szufladzie piękny pamiątkowy medal. Niestety nie mogłem zostać na dekorację zwycięzców, bo śpieszyłem się na kolejne zawody.
Od lewej: Łukasz, Marek, ja i Kamil przed startem w Jedlinie
Do Jedliny Zdrój na „Bieg Szlakiem Uzdrowiskowym” pojechałem z Kamilem, którego zabrałem po drodze. Na miejscu spotkałem mocną ekipę z Nowej Rudy, do której dołączył Marek Zbyryt z którym rywalizowałem w Sobótce. Dojechał Grzesiek Sulima i Zbyszek Twaróg ze Strzegomia. Byli również biegacze z Jaszkowej, z Sobótki przybył Piotrek Hercog i nasz wałbrzyski champion Piotr Holly. Widziałem również Darka Kruczkowskiego, albo tak mi się wydawało. Niestety nie mogę tego potwierdzić, bo nadal nie ma wyników.
Ja, Grzesiek i efektowne liście które zdobyliśmy
Zawody zaczęliśmy bardzo mocno. Niemal płaskie, początkowe kilkaset metrów zachęcało do szybkiego biegu. Ostry zakręt w lewo. Niewielki podbieg do góry i po płaskim, następne kilkaset metrów. Powrót na linię startu, ponownie kilkaset metrów tym samym asfaltem. Krótki podbieg po raz drugi, kilkaset metrów parkową aleją i zakręt w prawo, stromo pod górę, żeby nikt nie miał wątpliwości, dlaczego ten bieg jest biegiem górskim. Długi, bardzo długi podbieg, z kilkoma łagodniejszymi odcinkami, dał się wszystkim we znaki. Po niezwykle szybkim początku, taki podbieg może powalić na kolana. Ale nikt tutaj nie płakał, każdy wspinał się do góry tak szybko, jak tylko się dało. Mniej więcej w połowie dystansu dopadłem Grześka ze Strzegomia, czym byłem mocno zaskoczony, bo myślałem, że już go nie dogonię. Udało mi się go wyprzedzić i tak ścigaliśmy się niemal do samej mety. Biegł tuż za mną, mocno naciskając. Może dzięki temu, broniąc się przed nim zrobiłem całkiem przyzwoity czas. Niestety w końcówce brakło mi mocy i Grzesiek dotarł na finisz, kilkanaście sekund przede mną. Trasa zawodów zaskoczyła mnie pozytywnie. Oznakowanie i zabezpieczenie wzorowe. Pomierzona również solidnie, bo mój Garmin niemal idealnie sygnalizował kolejne kilometry w miejscach, w których były tablice informacyjne ustawione przez organizatora. W sobotę po raz drugi pokonałem Marka z Nowej Rudy, ale to nie było trudne, bo nie doszedł jeszcze do pełnej sprawności po ostatniej kontuzji.
Zbyszek coraz mocniej zaczyna napierać na konkurencję w kat. M60
Trasa ciekawa, przygotowana i zabezpieczona nienagannie. Piękne pamiątkowe medale i liczne nagrody do wylosowania wśród uczestników. Szkoda, że na koniec doszło do organizacyjnej niewydolności i do dzisiaj nie ma wyników zawodów. To był mocny zgrzyt, bo powstał bałagan i w efekcie niektórzy zwycięzcy swoich kategorii nie stanęli na pudle, nie wręczono wielu przygotowanych nagród i nikt nie zna nadal wyników zawodów. Zaglądałem przed chwilą na stronę biegu i jeszcze ich nie ma. Żałuję, że tak się stało bo wiem, że głównie dzięki Klubowi Biegacza „TeMMPo Wałbrzych” działającym przy firmie TOYOTA, zawody nie zniknęły z biegowego kalendarza i wierzę, że za rok będzie bez zgrzytów. Nikogo do udziału w „Biegu Szlakiem Uzdrowiskowym” w Jedlinie nie zamierzam zniechęcać, a jeśli będzie możliwość również chciałbym ponownie w nich wystartować. Trudno mi powiedzieć kto wygrał zawody, bo razem z kolegami wypytywaliśmy Piotrka Hecoga (Piotrek był piąty) o różne sprawy dotyczące biegów ultra i nie tylko. Trzeba było wykorzystać obecność mistrza, który chętnie odpowiadał na pytania, za co mu szczerze dziękuję. Na najwyższe miejsce na pudle w kategorii M60 załapał się Zbyszek Twaróg ze Strzegomia, z którym dzień później wspólnie trenowałem w Górach Stołowych. 10km dystans „Biegu Szlakiem Uzdrowiskowym” pokonałem w czasie (moje pomiary) 0:49:39 uzyskując średnie tempo 4:51min/km Nie czułem przemęczenia po biegu w Sobótce, czym byłem mocno zaskoczony i mój start uważam za bardzo udany. Wyników zawodów w Sobótce nie podaję. Znajdziecie je na stronie biegu w formacie PDF, a na wyniki biegu w Jedlinie trzeba pewnie jeszcze poczekać.
Slavo 65