WB w okolicach Bromova
Przed biegiem na malowniczym bromowskim rynku
Od kilku dni planowałem dłuższe wybieganie w Czechach, na które udałem się dzisiaj z Arturem. Sporadycznie wybieram się na czeską stronę – Artur robi to częściej. On planował dzisiejszą trasę, która miała wyglądać następująco; ruszamy z centrum Bromova w kierunku Bromovskich Sten i trasą rowerową trawersujemy skały do głównej drogi Bromov – Nachod. Biegniemy kilka kilometrów tą drogą i zbiegamy po przeciwnej stronie pasma od strony Polic nad Metui, biegniemy wzdłuż skał i ponownie przedostajemy się na bromowską stronę, skąd łąkami docieramy do miasteczka. Tak w skrócie miał wyglądać nasz plan. Godzina wyjazdu była wyznaczona na godzinę 8:30 ponieważ wcześniej musiałem wykonać poważne zadanie zlecone przez małżonkę, polegające na kupnie białej kiełbasy. Gdybyście jedli tą kiełbasę, to zrozumielibyście, dlaczego zlecenie było dla mnie tak istotne. Wczoraj, kilkadziesiąt kilogramów wyrobu rozeszło się momentalnie. Ludzie wiedzą co dobre, a jak wypatrzą taki produkt do którego się przekonają, to nie odpuszczają. Na szczęście jeszcze nie zostaliśmy całkowicie spacyfikowani przez Unię i można kupić przetwory na dobrym poziome, a do takich zalicza się „Kiełbasa od Gospodarza” produkowana przez Agro – Handel z Kwidzynia. Celowo wymieniam producenta, bo jeśli ktoś robi coś dobrego, należy go chwalić. Do Artura dotarłem z niewielkim opóźnieniem i udaliśmy się w drogę. Po przekroczeniu granicy, nabyłem w pobliskim sklepie, mój ulubiony czeski izotonik z browaru OPAT w Bromowie. Podjechaliśmy do miasteczka i ruszyliśmy w trasę. Najpierw pobiegliśmy do malowniczego rynku zrobić rundę honorową oraz pamiątkowe zdjęcie, a dalej czerwonym szlakiem udaliśmy się poza granice miasteczka.
Uciążliwy śnieg zmusił nas do zmiany planów
Biegliśmy asfaltem ciągnącym się wśród ośnieżonych pól i łąk, a później polami dotarliśmy do zabudowań położonych u podnóża skał. Przed nami rozciągało się przysypane śniegiem pasmo Bromovskich Sten. Słońce nieśmiało usiłowało przebić się przez chmury. Jakiś drapieżnik krążący nad nami, obserwował nas przez jakiś czas. Wkrótce dotarliśmy do lasu i ścieżką rowerową wbiegliśmy między drzewa. Biegło się ciężko, wąską, śnieżną koleiną zrobioną prawdopodobnie przez skuter śnieżny. Biegliśmy coraz wolniej osiągając w pewnym momencie tempo 8min/km, ale niestrudzeni posuwaliśmy się do przodu. Minęliśmy kaplicę Św. Huberta schowaną wśród drzew, wokół której ustawione były kamienne tablice Drogi Krzyżowej. Ruszyliśmy dalej wkrótce docierając do asfaltowej drogi łączącej Bromov z Policami nad Metui, wzdłuż której robotnicy drogowi plantowali teren. Po prowadzonych pracach doszliśmy do wniosku, że ta strategiczna droga nr 303, łącząca się z drogą 302 prowadzącą do granicy z Polską, prawdopodobnie będzie poszerzana. Biegliśmy wijącym się asfaltem do góry, obserwując pracujące maszyny. Minąwszy przełęcz pod Honskym Spicakiem skręciliśmy ponownie do lasu, a kilka kilometrów wcześniejszego truchtu śnieżnymi koleinami okazało się łagodnym spacerkiem. Bo to co nas czekało, było jeszcze trudniejsze. Teraz brnęliśmy w głębokim śniegu. Ślady zostawione przez jakiegoś wędrowca zasypane były igliwiem, co świadczyło o tym, że nikt tędy od kilku dni nie przechodził. Artur zaproponował zmianę trasy, bo wyglądało na to, że jeśli będziemy chcieli biec tak jak planowaliśmy, to czekało nas jeszcze co najmniej 20km drogi w grząskim, głębokim śniegu. Postanowiliśmy dobiec do Hlavnova i wrócić tą samą asfaltową drogą nr 303, aż do samego Bromova. Kiedy dobiegliśmy do wioski, zobaczyłem boisko, skąd w ubiegły roku rozpoczynałem swój start w „Pivnim Triathlonie” Podążaliśmy asfaltem ciągnącym się wśród zabudowań, docierając do drogi 303. Zakręt w prawo i rozpoczął się nasz mozolny, wielokilometrowy bieg pod górę.
Jeszcze tylko kilkanaście kilometrów drogą nr 303
Tylko 12 stopni nachylenia, widniało na znaku drogowym. W połowie podbiegu zrobiliśmy krótką przerwą i ponownie ruszyliśmy pod górę. Biegło się nieźle. Słońce nadal usiłowało przebić się przez chmury, ale nic z tego dzisiaj nie wyszło. Dotarliśmy do przełęczy i dalej, kilka kilometrów w dół, drogą przy której nadal pracowali robotnicy. Kiedy dotarliśmy do wypłaszczenia, naszym oczom ukazała się długa prosta. Po kilku kilometrach monotonnego biegu pod wiatr, ową długą prostą doszedłem do kolejnego biegowego odkrycia; „Jeśli wydaje ci się, że ta prosta droga przed tobą ma 2000 metrów, to znaczy, że pomyliłeś się o kilka kilometrów” Na szczęście wiedzieliśmy ile mamy przed sobą do zrobienia i mozolnie biegliśmy przed siebie. Mroźny wiatr wiejący od polskiej granicy, robił się coraz bardziej uciążliwy. Artur zaczął przyspieszać, co było oznaką, że tradycyjnie po 20 kaemach wpada w swój długodystansowy rytm. Ja usiłowałem za nim nadążyć. Na szczęście zlitował się nade mną i nie dociskał więcej. Dotarliśmy do Bromowa i robiąc rundę honorową wkoło zabytkowego rynku, pobiegliśmy w kierunku parkingu. Długie wybieganie zaliczone. Ten bieg uświadomił mnie, że muszę raz w tygodniu robić tak długi trening, bo biodra bolą niemiłosiernie. Wydolność jest, mięśnie nie bolą ani trochę, ale ból bioder uniemożliwiał szybszy bieg i powinienem nad tym popracować, bo w planie kilka maratonów górskich w tym sezonie.
Slavo65