Mala Cena Spindlerova Mlyna

Numer startowy 40, a na mecie 41 z czasem 1:30:40

Na zawody w Karkonosze wybrałem się z Markiem. Tym razem oprócz kibicowania musiał dostarczyć mnie na miejsce. W Spindlerovym Mlynie byliśmy godzinę przed startem.  Po drodze trafiliśmy na objazd i pomyliśmy drogę.  Po przejechaniu kilku kilometrów musieliśmy zawrócić. W miejscowości było chłodno, zaledwie 6 stopni. Z minuty na minutę robiło się coraz cieplej i tuż przed startem  termometr umieszczony pod zegarem, na wysokim słupie  pokazywał 20 stopni. Wpisałem się na listę startową, bo pani z obsługi nie potrafiła zapisać mojego nazwiska. Którego ja nie umiałem skutecznie przeliterować. Ktoś, kiedyś mówił, że z Czechami można dogadać się bez problemu.  Zapłaciłem wpisowe 60CZK i zapoznałem się ze schematem trasy wiszącym na tablicy.   Bieg składał się z dwóch 7,5 km odcinków rozpoczynających się i kończących w tym samym miejscu tzn. w miejscu rozpoczęcia zawodów.  Kilka minut przed startem organizatorzy postawili na głównej ulicy dmuchaną bramę i ruszyliśmy. Rozpocząłem spokojnie, bo przeczuwałem, że  trasa będzie trudna. Mój plan zakładał pokonanie dystansu biegu w tempie 6:00min/km, co przy licznych podbiegach i zbiegach mogło okazać się dla mnie bardzo trudne. Przez ostatnie trzy miesiące nie poprawiłem szybkości, ponieważ musiałem odpuścić trudniejsze treningi. Natomiast znacznie wzmocniłem siłę biegową i liczyłem na to, że będę lepszy na podbiegach niż w poprzednich startach.

Profil trasy zapisany przez Endomondo

Szybko zrobiliśmy małe kółko przez główne skrzyżowanie górskiego kurortu i wkrótce zaczęła się wspinaczka w kierunku Hromovki. Kamiennym, leśnym, szerokim traktem wspinaliśmy się do góry. Udało mi się wyprzedzić kilka osób, ale na ostatnich metrach podbiegu czułem że słabnę. Dobiegłem ostatkiem sił do końca kilometrowego podbiegu. Przed Hromovką trasa zawracała i kilkadziesiąt metrów niżej wbiegało się na wąską ścieżkę wijącą się wśród drzew. Tutaj można było przyspieszyć, ale należało uważać na kamienie i korzenie. Przyspieszyłem. Wybiegając z lasu, kilkadziesiąt metrów biegłem gruntową drogą i zakręciłem na stromy stok narciarski, którym należało biec w dół. Moment nieuwagi i wpadłem w poślizg, wywracając się na mokrej trawie. Zjechałem kilka metrów na dół i wstając biegłem dalej ostro hamując butami. W połowie zbiegu zostałem wyprzedzony przez zawodnika który minął mnie niczym górska lawina. Wkrótce znalazłem się na asfalcie i rozpoczął się męczący, prawie 2 kilometrowy podbieg asfaltową drogą w kierunku „Alpskiego Hotelu” Biegłem kilkaset metrów wyprzedzając zawodnika, który minął mnie na stoku. Ale kilka chwil później zostałem wyprzedzony przez biegaczkę, która nas dogoniła. Trasa zakręcała w lewo i łąką zbiegłem na dół do leśnej asfaltowej drogi, śliskiej, zasypanej liśćmi i częściowo obrośniętej mchem. Zawodniczka coraz bardziej się oddalała. Nie chciałem przyspieszać na mokrym asfalcie i zbiegałem ostrożnie w dół. Nagle trasa wyścigu skręcała w prawo i leśną ścieżką biegło się trawersując zbocze. Ponownie na asfalt, kilkadziesiąt metrów do góry, aż do miejsca gdzie mężczyzna z obsługi zawodów pokazał ręką w niebo. Zakręciłem i spojrzałem w górę. Wąska, kamienna ścieżka wydawała się nie mieć końca. Było tak stromo, że pewnie nie zauważyłbym, że się przewróciłem. Na początku podbiegu wyprzedziłem kobietę, ale lekka i zwinna niewiasta ponownie była przede mną. Coraz bardziej się oddalała, a za moimi plecami pojawili się kolejni biegacze. Przyspieszyłem i marszobiegiem wspinałem się do góry. Kolana miałem rozgrzane do czerwoności z wysiłku, a serce biło jak dzwon. Nie myślałem o odpoczynku, a moja odległość od napierających biegaczy zwiększała się nieustannie. Mordercze podejście skończyło się. Ścieżka jeszcze przez jakiś czas prowadziła do góry. Nastąpił ostry zakręt. Kilkadziesiąt metrów w dół, później odcinek asfaltowy do góry i bardzo stromo w dół, łąką tuż przy skraju lasu do najbliższych zabudowań.

Skomplikowana trasa wyścigu (Endomondo)

Minąłem kilka budynków rozłożonych na zboczu i dotarłem do głównej drogi. Dobiegłem do końca pierwszej pętli. Czas nie był rewelacyjny 7,5km zrobiłem w 52 minuty. Nie zniechęcałem się jednak i ponownie asfaltem biegłem do góry. Najpierw drogą, a dalej ścieżką spacerową, również z asfaltu. Było coraz bardziej stromo. Wbiegając do góry marszobiegiem, wyprzedziłem zawodnika i zdobywałem nad nim coraz większą przewagę. W pewnym momencie było tak stromo, że w głowie zaświtała mi definicja stromości; „stromo jest wówczas, gdy palce w twoich butach są coraz bliżej pięt” – i tak właśnie było. Tym razem nie zabrałem żadnego napoju ze sobą, więc z powodu narastającego pragnienia przestałem rozmyślać na temat stromości. Było coraz cieplej, a do mety około 6 kilometrów. Na końcu podbiegu było to, o czym marzyłem – punkt z napojami. Zrobiłem kilka łyków herbaty. Moc powróciła i biegnąc kolejnym trawersem mocno przyspieszyłem. Leśną ścieżką zbiegałem w dół i wśród drzew dostrzegłem biegaczkę, która kilka kilometrów wcześniej wyprzedziła mnie na podbiegu. Wbiegła na asfalt, niedaleko kolejki na Medvedin, a ja zbliżałem się do niej coraz bardziej. Obok dolnej stacji wyciągu wbiegaliśmy na stromy stok narciarski, gdzie w oddali widać było innych zawodników. Wspinaliśmy się do góry. Obejrzałem się za siebie i ujrzałem kolejnych zawodników rozpoczynających wspinaczkę. Podbiegłem kilkadziesiąt metrów wyprzedzając zawodniczkę, która wyraźnie opadła z sił. Minąłem  armatki do naśnieżania, ale jeszcze kilkadziesiąt metrów wspinałem się do góry. Zawodnicy znajdujący się przede mną zaczęli zakręcać na ścieżkę biegnącą lekko w dół. Przyspieszyłem widząc koniec podbiegu. Rozpoczął się długi zbieg kamienną drogą w kierunku centrum Spindlerovego Mlyna. Przede mną był ostatni stromy zbieg na którym wyprzedziłem kolejnego zawodnika. Kilkaset metrów asfaltem wśród drzew, ciągle w dół. Czułem, że koniec wyścigu jest już blisko, gdy nagle stojący na drodze pan z obsługi wyścigu wskazał ręką ścieżkę prowadzącą do góry. Opadłem z sił i w tym momencie, wyprzedzony na stoku przeze mnie zawodnik minął mnie i dotarł na metę pięć sekund przede mną. 15 kilometrową trasę pokonałem w czasie 1:30:40, co dało 6:03min/km W klasyfikacji generalnej byłem 41 na 52 uczestników. Bieg był trudny, ale nie zmartwiło mnie odległe miejsce, ponieważ przebiegłem wyścig w bardzo dobrym dla mnie tempie. Przebrałem się i czekałem z Markiem na wyniki biegu oraz dekoracje zawodników. Zwycięzca tegorocznej 21 edycji, pokonał trasę w czasie; 1:02:13 Słońce nadal mocno świeciło, atmosfera była znakomita. Na mecie częstowano słodkimi bułkami i herbatą. Oczekiwana dekoracja przebiegała sprawnie. Ja musiałem sam siebie wywołać do dekoracji, bo pani ogłaszająca wyniki nie mogła wymówić mojego nazwiska. Otrzymałem pamiątkowy medal i pojechaliśmy z Markiem na Przełęcz Okraj, gdzie w „Schronisku na Przełęczy Okraj” serwują knedle z pysznym gulaszem.

Najstarsi uczestnicy zawodów.

Kilka słów statystyki dla tych którzy chcieliby się wybrać na zawody do Spindlerovego Mlyna.
Średnia ilość zawodników w poprzednich 20 edycjach wynosi 49 osób na wyścig;
Średnia temperatura 8 stopni;
4 edycje przywitały zawodników śniegiem;
Wczoraj został poprawiony rekord trasy ustanowiony w 2001 roku, w którym najszybszym zawodnikiem był Zdenek Zoubek (AC Slovan Liberec) pokonując trasę w czasie 1:05:22
Rekord kobiet ustanowiła w 2007r. Anna Pichrtova przybiegając w czasie 1:09:16
Nie podałem nazwisk zwycięzców tegorocznej edycji, bo na tablicy wyników widniały jedynie numery zawodników, a śpiesząc się zapomniałem poprosić orga o wyniki. Może tym razem bym się dogadał. Jeśli nic nie stanie na przeszkodzie, to za rok startuję ponownie w tych kameralnych zawodach. Malownicze miasteczko, wspaniała trasa, skromne wpisowe i mocni rywale, czego chcieć więcej?
Slavo 65 😛

Strona biegu >>> http://ivosovybehyvespindlu.webnode.cz

Możesz również polubić…