Wycieczka biegowa na Chełmiec
Na zdjęciu Artur z Mateuszem, a za nimi cel naszej wyprawy.
Kilka miesięcy temu poznałem Artura. Przez dłuższy czas prowadziliśmy wymianę poglądów na portalu maratonypolskie.pl i nigdy nie widzieliśmy się osobiście. Ponieważ mieszkamy w tym samym mieście, zaproponował wspólne treningi biegowe tzw. długie wybiegania. Długo zastanawiałem się nad tym, bo nigdy z nikim nie biegałem. Wiedziałem, że Artur biega szybciej i nie bardzo rozumiałem, czy taki trening ma sens. Według mojej logiki, albo on będzie musiał biec wolniej i nudzić się okrutnie, albo ja z wywieszonym językiem, będę słaniał się z wycieńczenia usiłując za nim nadążyć. Moje wątpliwości spowodowane były małym doświadczeniem i nieznajomością sensu długich, łagodnych wybiegań. Teraz wiem. Długie wybiegania mają na celu przyzwyczaić organizm do długotrwałego wysiłku. Tempo biegu powinno być spokojne, tzn. poniżej naszych możliwości. Ale podejście do tego typu treningu jest różne i zależne od celu jaki sobie postawiliśmy. Dla mnie długie wybiegania to biegi powyżej 25km. Ale docelowo chciałem biegać od 30 do 50km na długim treningu.
Ja w połowie ponad pięciokilometrowego podbiegu na Chełmiec
Dzisiejszy trening był kolejnym długim wybieganiem, ale dla każdego z nas dystans był inny. Artur dojechał autobusem na miejsce zbiórki i biegiem miał wrócić do domu. Ja kilka kilometrów dobiegłem i tak samo planowałem powrócić. Natomiast Mateusz miał kilka kroków do miejsca z którego rozpoczęliśmy trening. Pogoda była znakomita, a biegnąc łąkami z dzielnicy Biały Kamień w kierunku Chełmca mogliśmy podziwiać panoramę miasta i okoliczne wzgórza. Tempo było dostosowane pod Mateusza, dla którego był to pierwszy bieg na dystansie powyżej 10 kilometrów. Minęliśmy łąki i wąską ścieżką biegliśmy w kierunku głównej, leśnej drogi prowadzącej na szczyt. Czas mijał szybko, bo Artur jak zwykle mówił bez przerwy. Kiedyś na jego wywody mogłem tylko odpowiadać: „tak”, „nie” „no” itd. bo brakowało mi powietrza w płucach, na swobodne oddychanie podczas biegu i rozmowę. Ale najwyraźniej robię formę, bo starałem się rozmawiać i przez większość drogi na szczyt udało mi się podtrzymać konwersację. Biegnąc ponad 5 kilometrów pod górę dotarliśmy na szczyt. Pamiątkowe zdjęcia, chwila przerwy i wracaliśmy, bo u góry wiał zimny wiatr, a nie chcieliśmy się za mocno wychłodzić. W dół częściowo biegliśmy inną drogą i w połowie Chełmca dotarliśmy do głównej drogi. Pogoda nadal była wspaniała i dotarliśmy na łąki skąpane w jesiennym słońcu. Rozstaliśmy się w mieście. Mateusz poszedł do domu, a ja z Arturem biegliśmy jeszcze około 2 kilometry asfaltem pod górę, gdzie się rozstaliśmy.
Chełmiec (851m n.p.m.) w całej okazałości.
Dalej biegłem sam i w sumie pokonałem dystans ponad 25 kilometrów. Jutro dzień przerwy, a w sobotę „Mala Cena Spindlerva Mlyna” w Czechach. Górski bieg na dystansie 14 km z przewyższeniem ponad 770m. Artur mówił, że ma to być górski asfalt, a ten lepiej smakuje niż asfalt w dolinach. Posmakujemy i o tym wkrótce napiszemy. 🙂
Slavo 65
Ps. Na bieg oczywiście zapraszam. Wpisowe jedynie 60CZK. Atmosfera jak to u naszych południowych sąsiadów bywa, będzie znakomita. Jeśli ktoś przyjedzie i będzie chciał rywalizować z Czechami na maksa, to przekona się na własnej skórze jak oni szybko biegają.
Podaję stronę biegu >> http://ivosovybehyvespindlu.webnode.cz